Google Nexus S – na zewnątrz i w środku
Nie tylko nazwa nowego Nexusa nawiązuje do Samsunga. Z wyglądu urządzenie pod wieloma względami przypomina Galaxy S i nie trzeba się zbyt długo przyglądać, aby to stwierdzić. Niestety, smartfon przejął też niektóre wady swojego „pierwowzoru”, ale o tym za chwilę.
Pierwszy kontakt z telefonem jest pozytywny. Z wyglądu jest mało wyzywający, utrzymany w czarno-brązowej kolorystyce, ale przyjemny dla oka. Projektanci zaokrąglili wszystko, co się dało, łącznie ze szklaną powierzchnią ekranu. Wygięcie nie jest szczególnie duże, ale wystarczające, aby zyskać specjalną nazwę marketingową: Contour Display, i powoduje, że telefon przyjemnie przylega do twarzy w czasie rozmowy. Spojrzenie na tylną część smartfona przynosi lekkie rozczarowanie, ponieważ cała jest wykonana z błyszczącego plastiku nie najlepszej jakości – tego samego, który Samsung wykorzystuje w Galaxy S. Efekt jest taki, że wystarczy lekko ścisnąć telefon, aby usłyszeć skrzypienie „plasticzanych” części. Poza tym plastik ten bardzo szybko się rysuje i ściera. Wystarczył tydzień używania, aby na obudowie pojawiły się widoczne rysy, szczególnie w miejscach, gdzie smartfon styka się z podłożem, gdy go na przykład kładziemy na blacie. Co prawda gdy bierze się go do ręki, nie ma się wrażenia, że zaraz może się rozlecieć, ale w sprzęcie z tej półki chcielibyśmy zobaczyć lepsze materiały.
Nexus S został wyposażony w tylko dwa tradycyjne przyciski: wyłącznik na prawym boku oraz służący do regulacji głośności na lewym. Górna część telefonu jest pusta, a na spodniej znajdziecie otwór mikrofonu, gniazdo mikro-USB oraz – co w tym miejscu jest dość nietypowe – wyjście słuchawkowe.
Pod ekranem umieszczono panel z czterema dotykowymi przyciskami, które są delikatnie podświetlane. W lewym górnym rogu tyłu obudowy widać oko aparatu z towarzyszącą mu diodą. Na prawo od nich znajdują się wycięcia oznaczające, że w tym miejscu znajduje się głośnik (niezbyt głośny).
Pod tylną pokrywką – ciekawostka. Nexus S został wyposażony w obsługę NFC (ang. Near Field Communication – obszerniej piszemy o tym na dalszych stronach), czego dowodem są styki znajdujące się obok miejsca na kartę SIM oraz charakterystyczna zamknięta antena, przyczepiona do tylnej części pokrywki. Akumulator jest dość pojemny: 1500 mAh. To oficjalnie model firmy Samsung, ale co ciekawe, jest trochę inny od montowanego w Galaxy S, pomimo tej samej pojemności i liczby ogniw.
Próżno szukać miejsca, w które można by włożyć kartę microSD. Zamiast tego mamy 16 GB wbudowanej pamięci, która jest podzielona na dwie części: przeznaczoną dla systemu i zamontowaną w systemie... jako karta SD, na której możemy trzymać dane. Do dyspozycji jest 13,3 GB. Można na nich trzymać muzykę, filmy czy inne mniej lub bardziej ważne dane, do których mamy dostęp po podłączeniu smartfona do komputera. Oczywiście, nie jest problemem, aby ta wbudowana pamięć była wykrywana przez system jako zwykły nośnik USB, więc raczej nie należy się spodziewać, że będzie trzeba instalować dodatkowe oprogramowanie umożliwiające synchronizację danych.
Google Nexus S | Samsung Galaxy S | |
---|---|---|
System operacyjny | Android 2.3 | Android 2.2 + TouchWiz |
Wymiary | 63×124×11 mm | 64×122×10 mm |
Masa | 129 g | 118 g |
Przekątna ekranu | 4 cale, Super AMOLED | 4 cale, Super AMOLED |
Rozdzielczość ekranu | 800×480 | 800×480 |
Pojemność akumulatora | 1500 mAh | 1500 mAh |
SoC | Samsung Hummingbird (45 nm, Cortex A8 @ 1 GHz) | Samsung Hummingbird (45 nm, Cortex A8 @ 1 GHz) |
GPU | PowerVR SGX 540 | PowerVR SGX 540 |
RAM | 512 MB | 512 MB |
Pamięć wbudowana | 16 GB (13,3 GB na dane) | 8/16 GB |
Dodatkowe karty pamięci | brak | microSDHC |
Wi-Fi | a/b/g/n | a/b/g/n |
Aparat | 5 MP z tyłu + 0,3 MP z przodu | 5 MP z tyłu + 0,3 MP z przodu |
Android 2.3 – zmiany w interfejsie użytkownika
Omawianie nowości wprowadzonych w Androidzie 2.3 zaczniemy od tego, co zauważamy na samym początku: od zmian w wyglądzie interfejsu.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to inna niż dotąd standardowa (animowana) tapeta. Teraz przesuwające się kwadraciki są różnych rozmiarów i kolorów. Na dodatek zostało zmienione tło, po którym się poruszają. Prawdopodobnie u większości użytkowników Androida ta różnica nie spowoduje szybszego bicia serca. Poza tym przyzwyczailiśmy się do tego, że animowane tapety od razu się wyłącza ze względu na to, jaki mają wpływ na płynność animacji i przesuwania ekranów. Ale chwila analizy pozwala zauważyć, że nie jest to problemem w przypadku Androida 2.3: włączenie tej funkcji nie ma praktycznie żadnego wpływu na szybkość działania urządzenia, co jest pierwszym miłym zaskoczeniem.
Szybko się też zauważa zmiany w kolorystyce. Cały interfejs użytkownika jest teraz utrzymany w czarno-zielono-pomarańczowej tonacji – zniknęła spora część szarości. Szary pasek powiadomień jest teraz czarny, czarne są też tła wszystkich menu kontekstowych (które nadal są lekko przezroczyste, jak w Androidzie 2.2). Zniknęły też wszystkie zaokrąglenia, co dobrze widać na przykład w ekranie wybierania numerów. Miłym dla oka efektem graficznym jest poświata pojawiająca się przy próbie przewinięcia jakiegoś menu lub strony internetowej dalej, niż jest to możliwe – lekki powiew świeżości w dobie wszechobecnego sprężynowania i odbijania.
Poprawiono też wygląd ikon prezentujących stan akumulatora, siłę sygnału, stan połączenia Wi-Fi itp., wyświetlających się na pasku powiadomień. Dodatkowo „schodki” zasięgu i oznaczenie połączenia Wi-Fi/3G zmieniają kolor w zależności od tego, czy jest włączona synchronizacja i czy są pobierane jakieś dane: jeśli są szare, to znaczy, że nic nie pobieramy, a jeśli są zielone, to znaczy, że coś się synchronizuje. Szczegół, ale potrafi ułatwić życie.
Dzięki tym kilku zmianom cały interfejs wygląda sporo estetyczniej – wcześniejsza szarość wyglądała trochę bezpłciowo. Jednak tą najważniejszą w interfejsie użytkownika nie jest nowy wygląd, a szybkość działania.
Wystarczy kilka chwil spędzonych z tym modelem, aby zauważyć, że wszystkie animacje, przejścia i przewijanie list są dużo płynniejsze niż wcześniej. Nie ma mowy o żadnej czkawce czy niedoborze klatek. Oczywiście, są na rynku inne urządzenia z Androidem, w których poruszanie się po systemie jest płynne, ale często jest to zasługa mocnego sprzętu, podmiany standardowego „launchera” na coś lżejszego czy pozbycia się niektórych bardziej problematycznych wodotrysków. Tutaj wszystkie animacje są włączone, launcher to nadal standardowa trójwymiarowa „kostka”, przezroczystości są na swoim miejscu, a mimo to obserwujemy płynność charakterystyczną dla urządzeń Apple'a z iOS. Ponadto te procesy używają teraz wyraźnie mniej mocy procesora:
35% obciążenia procesora i idealna płynność przesuwania listy aplikacji na trójwymiarowej „kostce”... Niestety, nie wszystkie części systemu dostały taki „bonus” (na to będziemy musieli poczekać do Androida 3.0). Większość ekranów ustawień, aplikacje pocztowe oraz – co najbardziej dokucza – przeglądarka nadal pochłaniają prawie całą dostępną moc CPU przy przesuwaniu zawartości.
Czekamy na dalsze zmiany w tym kierunku, bo różnica w przyjemności użytkowania jest naprawdę spora.
Android 2.3 – zmiany w funkcjonalności
We wcześniejszych wersjach systemu skopiowanie fragmentu wiadomości czy artykułu było na tyle utrudnione, że na samą myśl można było uznać, że łatwiej będzie zapamiętać dany fragment i zapisać go ręcznie, bo przecież kciuk nie jest zbyt precyzyjnym przyrządem wskazującym. Ponadto z tej funkcji można było korzystać tylko w ograniczonej liczbie miejsc w systemie (na przykład nie dało się kopiować w programie pocztowym). Już wcześniej problem dostrzegli producenci urządzeń z nakładkami na Androida, tacy jak Samsung i HTC, i zaimplementowali w nich własne rozwiązania działające podobnie jak to, które jest teraz w iPhone'ach. Teraz także użytkownicy „czystego” Androida mogą korzystać z przyjemnego w obsłudze mechanizmu kopiowania. Aby skopiować fragment tekstu strony internetowej czy otrzymanej wiadomości, wystarczy przytrzymać dłużej palec na jakimś słowie, a wtedy zostanie ono podświetlone, a przy końcach zaznaczenia pojawią się „uchwyty”, którymi można w miarę wygodnie ustalić, co dokładnie chce się skopiować. Gdy już wybrany fragment tekstu zostanie objęty zaznaczeniem, wystarczy go dotknąć palcem, aby trafił do schowka. Jedynym wyjątkiem jest tutaj aplikacja GMail: dłuższe przytrzymanie palca na tekście, o dziwo, nie powoduje automatycznego zaznaczenia go. Trzeba przebrnąć przez trzy poziomy menu, aby dojść do funkcji rozpoczynającej kopiowanie. Wtedy na ekranie pojawia się mały... kursor – i można rozpocząć zaznaczanie. Cały mechanizm jest dużo wygodniejszy od tego, co było wcześniej. Można jeszcze narzekać na brak jakiegoś przybliżenia czy lupki pokazującej, w którym dokładnie miejscu znajduje się palec (takiej jak w iOS czy TouchWiz Samsunga), ale to już jest czepialstwo.
Drugą dużą zmianą jest nowa klawiatura ekranowa. Jej poprzedniczka jest bardzo słaba i niewygodna. Wiele osób bardzo szybko zaczyna szukać jakiegoś zamiennika, bo na tych małych i poumieszczanych blisko siebie klawiszach prawie nie da się pisać. Chyba jednym z lepszych dowodów na to, że standardowa klawiatura nie nadawała się do użytku, jest to, że praktycznie każdy ważniejszy producent urządzeń przenośnych z Androidem stosował własną wersję lub zewnętrzne oprogramowanie, takie jak Swype. Nowa klawiatura jest dużo lepsza. Odstępy między klawiszami są większe, a całość działa pewniej i sprawniej, dzięki czemu w trakcie pisania popełnia się dużo mniej błędów. Poza tym pojawiła się obsługa wielodotyku i trochę zmienił sposób wstawiania znaków dostępnych po dłuższym przytrzymaniu danej litery (takich jak polskie znaki narodowe): teraz znak specjalny wybieramy bez odrywania palca od ekranu.
Przydatną dla niektórych zmianą może być rozbudowanie panelu informującego o zużyciu akumulatora. Teraz oprócz zwykłej, procentowej informacji o tym, który proces najmocniej go obciąża, dostajemy wykres pokazujący dokładnie, jak kształtował się apetyt smartfona na energię i które procesy czy aplikacje pochłaniają w danym momencie najwięcej. Ta funkcja może pomóc w określeniu, dlaczego urządzenie trzeba ładować codziennie ;)
Zmiany nie ominęły zakładek informujących o zużyciu RAM-u i pamięci danych urządzenia. Teraz pod listą uruchomionych lub zainstalowanych aplikacji od razu można zobaczyć, ile pamięci zajmują i ile jej zostało do wykorzystania.
Bardzo ciekawą zmianą jest dodanie obsługi NFC (ang. Near Field Communication).
Pamiętacie swój pierwszy odczytany kod QR (ang. Quick Response)? (Jeśli ktoś jeszcze nie wie, czym są te dziwne kwadraciki, które stają się coraz popularniejsze nawet w Polsce, to zapraszamy tutaj). Ach, to uczucie, jakbyśmy właśnie wcielali się w bohaterów Star Treka... NFC działa podobnie do kodów QR. Jest to standard komunikacji bezprzewodowej, który umożliwia odczytanie niewielkich tagów magnetycznych przechowujących dane przez zbliżenie czytnika ze specjalną anteną. Najprostszym sposobem wykorzystania tej techniki jest udostępnianie w tagach odnośników do stron internetowych. Przewagą takiego rozwiązania nad kodem QR jest możliwość zawarcia większej ilości informacji, brak konieczności wykonywania dodatkowych operacji, praktycznie natychmiastowe działanie oraz to, że nie potrzeba do tego aparatu. Ale na tym możliwości się nie kończą. Co prawda na razie Google nie udostępnia takiej opcji w swoim systemie (chociaż sprzęt na to pozwala), ale standard NFC przewiduje możliwość bezprzewodowej transmisji danych pomiędzy dwoma urządzeniami (wiemy, od tego niby jest Bluetooth...) oraz emulowania tagów.
Szczególnie ciekawa jest ta ostatnia opcja. Standard NFC jest kompatybilny z RFID (ang. Radio-frequency identification), a z tym już mniej lub bardziej świadomie ma styczność prawie każdy, bo RFID stoi za takimi rozwiązaniami, jak wszelkiego rodzaju karty komunikacji miejskiej i zbliżeniowe karty płatnicze. Wystarczy odpowiednie oprogramowanie i infrastruktura – i już można użyć smartfona jak karty płatniczej, np. kupując bilet komunikacji miejskiej czy przechodząc przez bramkę do metra. Wyobraźcie sobie, że w autobusie wisi informacja z tagami NFC, z których każdy oznacza inny bilet. Podchodzimy z telefonem, odczytujemy tag (na przykład kupujemy jednorazowy bilet studencki), w tle następuje automatyczna płatność, a w razie kontroli podstawiamy smartfon pod czytnik „kanara”. Brzmi ciekawie? Dla nas – bardzo. Czas pokaże, czy ten potencjał zostanie właściwie wykorzystany.
NFC ma praktycznie zerowy wpływ na zużycie energii. Po kilku dniach używania smartfona z NFC cały czas włączonym i gotowym do użycia oprogramowanie do analizy wykorzystania akumulatora pokazało nam, że układ ten jest odpowiedzialny za niecały 1% całkowitego ubytku mocy.
Wartą wspomnienia nowością jest wbudowana obsługa telefonii VoIP. Od Androida 2.3 mamy możliwość skonfigurowania konta SIP i łączenia się z numerami telefonicznymi za pośrednictwem internetu. Możemy też ustawić, aby przed połączeniem z jakimś numerem pojawiało się pytanie, czy chcemy się połączyć normalnie czy przez sieć. Oczywiście, aby funkcja działała, trzeba być podłączonym do sieci przez Wi-Fi.
Mile widzianą zmianą jest bezpośrednia obsługa więcej niż jednej kamery, dzięki czemu w nowych urządzeniach będzie możliwe dodanie przedniej kamery, do wykorzystania na przykład w wideorozmowach, bez nadmiernej gimnastyki ze strony producentów sprzętu (do tej pory obsługę przedniej kamery trzeba było wprowadzać ręcznie i wiązało się to z modyfikacją oprogramowania aparatu). Teoretycznie liczba obsługiwanych kamer jest teraz nieograniczona i każda z nich może mieć zupełnie inne parametry, ale mimo wszystko chyba nie ma co się spodziewać smartfonów z setką obiektywów.
Są też pewne zmiany wewnątrz systemu, których nie widać na pierwszy rzut oka. Zalicza się do nich obsługa szeregu nowych czujników (na przykład barometru i żyroskopu), oficjalna możliwość stosowania ekranów o przekątnej powyżej 7 cali i urządzeń bez obsługi kart SD, dodatkowe specjalne efekty audio (na przykład standardowo dostępny graficzny equalizer), obsługa WebM i VP8 oraz kilka innych, mniejszych lub większych.
Na deser zostawiliśmy sobie NDKr5 (ang. Native Development Kit, revision 5). Najpierw krótkie wyjaśnienie, czym jest NDK. Aplikacje dla Androida są pisane w Javie (a dokładniej mówiąc: w pochodnej Javy; nie jest to czysta Java ME, ale pewne biblioteki i sposób pisania aplikacji są identyczne) i uruchamiane na specjalnej maszynie wirtualnej. Jakie wady i zalety ma Java – wiadomo. Jednym z podstawowych problemów jest wydajność – pod tym względem Java zawsze będzie ustępowała językom C i C++. W większości przypadków nie przeszkadza to zbytnio, bo przecież smartfonowe procesory bez problemu radzą sobie z tak zaawansowanymi programami, jak notatnik, latarka, budzik.
Jednak jest pewien rodzaj aplikacji, które wykorzystają każdą dodatkową moc. Chodzi oczywiście o gry. Specjalnie z myślą o bardziej wymagających zastosowaniach powstało NDK, które umożliwia wykonywanie tzw. kodu natywnego, czyli funkcji napisanych w C lub C++ z myślą o większej wydajności. Piąta wersja NDK zaprezentowana z nowym Androidem znosi sporo ograniczeń i daje twórcom bezpośredni dostęp z poziomu natywnego kodu do czujników, urządzeń wskazujących, klawiatury, dźwięku (za pomocą OpenSL ES) oraz wielu innych części urządzenia i systemu. Dzięki temu jest możliwe pisanie lepiej zoptymalizowanych i szybciej działających aplikacji. Google nie ukrywa, że chodzi głównie o twórców gier. Odpowiednie narzędzia są; pytanie, czy programiści faktycznie na to czekali i czy będą z nich korzystali. Jeśli tak, to możemy się spodziewać wysypu coraz bardziej zaawansowanych gier (chyba nikt by się nie obraził, gdyby ktoś „przeportował” na Androida iPhone'owe Infinity Blade, Rage czy Dead Space...). A jeśli nie, to i tak mamy Angry Birds ;)
Android 2.3 nie przyniósł żadnych zmian w budowie i szybkości przeglądarki, obsłudze poczty czy dokumentów, czyli nadal możemy się cieszyć wbudowaną obsługą Flasha w przeglądarce, pełną synchronizacją z GMailem i Exchange'em oraz przeglądać wszystkie możliwe dokumenty tekstowe czy arkusze kalkulacyjne (ale bez opcji ich edytowania).
Testy wydajności
Wydajność Nexusa S była łatwa do przewidzenia. Samsung Galaxy S, zbudowany z tych samych części, jest dostępny już od dłuższego czasu i bardzo popularny. Łatwo się domyślić, że nie powinno być między nimi większych różnic, skoro Google otwarcie mówi, że nie grzebał przy wydajności w tym wydaniu Androida (w przeciwieństwie do Androida 2.2). Jest to jednak dobry moment na zaprezentowanie naszego zestawu smartfonowych benchmarków i sprawdzenie, czy programiści Google'a przypadkiem czegoś nie zepsuli ;) Jeśli znacie jakiś inny ciekawy program czy sposób testowania szybkości smartfonów, to piszcie. Z chęcią coś dorzucimy do zestawu testów.
Autorzy Quadranta sami przyznają, że program jeszcze nie jest przystosowany do najnowszej wersji systemu Google'a, i to widać. Test procesora generuje wyniki z kosmosu, a w testach grafiki 3D obiekty nie są pokryte teksturami. Test I/O mierzy wydajność pamięci przechowującej dane, która w obu urządzeniach działa inaczej, więc wyniki nie są porównywalne. Pozostaje nam test grafiki 2D i test pamięci, które wskazują na to, że obie wersje systemu nie różnią się wydajnością.
GLBenchmark wykazuje lekką przewagę smartfona z nowszą wersją systemu, jednak różnica nie przekracza kilku procent.
Testy BaseMarku są dość urozmaicone i badają różne elementy odpowiedzialne za końcową wydajność. Niestety, ze względu na dość młody wiek benchmarku ma on problemy z kompatybilnością. Na żadnym z urządzeń nie udało się wykonać podstawowego testu GUI, który wyciska ostatnie poty z układów graficznych smartfonów: w przypadku Galaxy S niektóre elementy sceny są całe czerwone (ponoć to problem, który „stworzyli” programiści Samsunga przy aktualizacji do Androida 2.2), a Nexus po prostu się restartował w czasie trwania pomiaru. Wszystkie testy wskazują na bardzo zbliżoną wydajność obu systemów. Chyba nikt nie jest zaskoczony...
Przeglądarkowe testy wydajności również nie wykazują większych różnic w wydajności obu wersji systemu.
BenchmarkPi i Linpack są typowymi testami wydajności procesora i lekko faworyzują nowszego Androida. „Przeportowany” na urządzenia przenośne Quake 3 także polubił nowszą wersję Androida, jednak i tutaj różnice nie są zbyt duże.
Reasumując, Google nic nie mówił o wzroście wydajności i nasze testy też go nie wykazały. Co prawda w niektórych widać kilkuprocentową przewagę urządzenia z nowszym systemem, ale trudno jednoznacznie określić, czy nie wynika ona z drobnych różnic w konstrukcji testowanych smartfonów.
Wyświetlacz, akumulator, antena
Wyświetlacz zastosowany w Nexusie S jest typu Super AMOLED i jest produkowany w fabrykach Samsunga. Co tu dużo mówić – jest po prostu świetny. Rozdzielczość 800×480 przy czterocalowej przekątnej to optymalne rozwiązanie. Do tego bardzo duży kontrast, świetne kąty widzenia, wzorowa czerń, bardzo dobra reprodukcja kolorów i idealnie równomierne podświetlenie. Wszystko to powoduje, że trudno o lepszy ekran w smartfonie. Posiadacze Galaxy S prawdopodobnie wiedzą, o co chodzi. Jesteśmy bardzo ciekawi, co jeszcze inżynierom Samsunga udało się poprawić w nowej generacji smartfonowych AMOLED-ów, znanych jako Super AMOLED Plus (swoją drogą, co dalej, Super Hiper AMOLED Plus XXL? ;)), bo już obecna robi wyjątkowo dobre wrażenie. Trzeba jednak uważać, ponieważ niektóre z późniejszych Nexusów zamiast Super AMOLED-ów mogą mieć wyświetlacze LCD. Nie mamy też żadnych zastrzeżeń co do tego, w jaki sposób ekran reaguje na dotyk – jest bardzo czuły i precyzyjny.
Akumulator
Czasu działania na akumulatorze jest trochę powyżej przeciętnej. Starcza on na jeden–dwa dni intensywnego użytkowania przy ciągłym podłączeniu do sieci, synchronizacji poczty, rozmowach i przeglądaniu internetu. Bardziej szczegółowe informacje znajdziecie nieco dalej na wykresach.
Czas rozmowy 3G mierzymy, nieprzerwanie dzwoniąc z testowanego telefonu na inny, podłączony do ładowarki, aż wyczerpie się akumulator. W czasie rozmowy ekran jest wyłączony. Czas surfowania po internecie mierzymy, uruchamiając w przeglądarce smartfona przygotowany skrypt, który wczytuje kolejne wybrane strony internetowe co 20 sek. W czasie tego testu jasność ekranu jest ustawiona na 50%.
Na razie nie mamy zbyt wielu wyników w bazie, ale będziemy je sukcesywnie dodawać. Nexus S w teście długości rozmowy wypadł bardzo dobrze, natomiast czas surfowania był dość przeciętny; są na rynku urządzenia, które oferują pod tym względem sporo więcej (na przykład iPhone 4).
Warto wspomnieć o pewnym problemie: trudno jest napełnić akumulator w stu procentach. Na przykład jeśli ładujemy go w czasie, gdy telefon jest wyłączony, to proces zatrzymuje się mniej więcej na 92%. Po włączeniu urządzenia i ponownym podłączeniu ładowarki wskaźnik osiąga 96%. Próbowaliśmy osiągnąć 100%, ale po kilku próbach (w pewnym momencie sprzęt przestał się uruchamiać i trzeba było wyjąć akumulator, aby odżył) wskaźnik zatrzymał się na 97%. Nie jest to wielki problem, ale przez niego słupki na powyższych wykresach są trochę krótsze, niż mogłyby być.
Rozmowy i zasięg
W czasie użytkowania Nexusa S nie natknęliśmy się na większe problemy z rozmowami telefonicznymi. Brzmienie jest czyste, a słuchawka – wystarczająco głośna. Także nasi rozmówcy nie narzekali na zakłócenia ani zbyt cichy dźwięk. Nie stwierdziliśmy też żadnych pogłosów czy efektu studni. Jedyne, do czego można się przyczepić, to dość cichy głośnik: nawet przy maksymalnym ustawieniu łatwo przegapić, że ktoś dzwoni, szczególnie poza domem.
Antena Nexusa jest dość mocna i nie mieliśmy problemów ze zrywaniem połączeń ani ich jakością. Poniższy wykres jest wynikiem naszego testu anteny telefonu działającej w trybie 3G. Liczba przy słupku jest średnią z 14 pomiarów siły sygnału wykonywanych w siedmiu różnych miejscach miasta w dwóch różnych terminach. Wynik pomiaru okazał się dość powtarzalny i przewidywalny (wyniki pojedynczego wahały się w granicach +/– 1 dB), dlatego zdecydowaliśmy się na umieszczenie tego testu w swojej procedurze.
Na razie nasza baza wyników jest dość skromna, więc trudno powiedzieć nam coś więcej o tym, jak Nexus S wypada na tle konkurencji.
Aparat, kamera, multimedia
Nexus S został wyposażony w dwa aparaty. Główny, znajdujący się z tyłu, ma 5-megapikselową matrycę i autofocus. Towarzyszy mu dioda mająca pełnić funkcję flesza. Drugi znajduje się z przodu, ma matrycę o rozdzielczości 0,3 megapiksela i raczej nie będzie wykorzystywany do robienia zdjęć.
W oprogramowaniu sterującym aparatu jest całkiem sporo ustawień (jak na sprzęt tego typu). Najciekawsza jest możliwość korekcji ekspozycji o +/– 2 EV oraz zablokowania autofocusu na „nieskończoności” bądź na najbliższym dostępnym punkcie skupienia optyki. Szczególnie ta pierwsza opcja wydaje się ciekawa, bo niekiedy pozwala zaoszczędzić czas potrzebny na złapanie ostrości, co w aparatach tego typu potrafi trwać dłużej, niżby się chciało. Oprócz tego mamy do dyspozycji kilka ustawień dotyczących balansu bieli oraz funkcję fotografowania w sepii, negatywie i skali szarości. Warto zauważyć, że aparat radzi sobie także w całkowitej ciemności, ponieważ w takich sytuacjach przed zrobieniem zdjęcia oświetla scenę, aby móc złapać ostrość.
Oczywiście, Nexusa S wyposażono w mechanizm nagrywania filmów. Tylna kamera pozwala to robić w rozdzielczości 720×480 i średniej przepływności ok. 3000 kb/s. Dziwi brak możliwości rejestrowania obrazu w rozdzielczości 720p, skoro sprzęt jako taki nie wprowadza tu żadnych ograniczeń (nie mają ich posiadacze Galaxy S).
Multimedia
Najnowszy smartfon Google'a bezproblemowo radzi sobie z filmami w rozdzielczości 720p (oczywiście pod warunkiem, że „w środku” siedzi H.264). Sprawdziliśmy to, odtwarzając klip o przepływności 10 Mb/s. Także pliki z aktywnym CABAC nie sprawiają kłopotów. Z jakiegoś powodu nie są obsługiwane pliki wideo o rozdzielczości 1080p. Wiemy, że Hummingbird nie powinien mieć tu problemów, bo na przykład Samsung Galaxy Tab nie zgłasza żadnych sprzeciwów, gdy próbuje się coś obejrzeć w rozdzielczości Full HD. Widocznie jest to kolejne, po niemożności nagrywania w 720p, dziwne ograniczenie programowe.
Standardowemu odtwarzaczowi muzyki przydałby się mały lifting i na przykład graficzny equalizer. W końcu ponoć Gingerbread oficjalnie i bezproblemowo obsługuje takie rozwiązania, więc dlaczego nadal nie ma tego w fabrycznej konfiguracji? Wciąż brakuje też bezpośredniej obsługi plików FLAC (następne, z czym radzi sobie Galaxy S, a Nexus S – nie). Społeczność użytkowników już dawno zaimplementowała to we własnoręcznie przygotowanych odmianach Androida, a Google dalej śpi.
Do jakości odtwarzanego w słuchawkach dźwięku w zasadzie nie można się przyczepić. Muzyka brzmi dość przyzwoicie, czysto, nie ma problemów z szumami i trzaskami. Separacja instrumentów i scena stereo są niezłe (jak na sprzęt tego rodzaju). Może trochę przeszkadzać lekko natarczywy wokal i drobne braki w niższych fragmentach pasma, ale większość osób i tak pewnie tego nie zauważy.
Podsumowanie
Google Nexus S to ciekawa propozycja. Jeśli chodzi o suche dane techniczne, trudno w tym momencie o coś lepszego. Taktowany zegarem 1 GHz Hummingbird zdążył udowodnić, że jest jednym z najmocniejszych procesorów typu SoC (ang. System on Chip) na rynku, a świetny wyświetlacz Super AMOLED powoduje, że najlepsze ekrany IPS wykorzystywane przez innych producentów najwyższej klasy smartfonów wyglądają trochę przestarzale. Na dodatek lekkie zaokrąglenie ekranu przydaje całości uroku i zwiększa ergonomię.
Mocną stroną tego smartfona (przynajmniej dla niektórych) jest jego oprogramowanie. Jak na „referencyjny” telefon Google'a przystało, system operacyjny to najnowszy możliwy Android bez żadnych dodatkowych nakładek czy mniej lub bardziej potrzebnych programów. Ponadto system jest w pełni odblokowany, więc kupujący oficjalnie może robić z nim, co chce. Co więcej, to właśnie Nexusy dostają jako pierwsze wszystkie aktualizacje Androida. Ci, którzy lubią „gmerać” w swoim telefonie, będą wniebowzięci, ale ci, którzy wolą bardziej kompletne rozwiązania, mogą poczuć się lekko zagubieni i niekoniecznie musi im się spodobać „surowy” Android, nietknięty ręką partnerów Google'a.
Jednak nie wszystko jest idealne. Przede wszystkim jakość wykonania nie jest najlepsza. Trzeszczący i łatwo rysujący się plastik to nie jest właściwy materiał do budowania smartfonów z „wyższych sfer”. Poza tym aparat fotograficzny mógłby być trochę lepszy, opcja nagrywania filmów w rozdzielczości 720p, która staje się już standardem, z bliżej niewyjaśnionych powodów jest zablokowana, przydałaby się możliwość odtwarzania filmów Full HD (przecież Koliberek to umie!). Do tego ktoś niepotrzebnie wyciął slot na karty microSD, który przecież jest często podawany jako przewaga smartfonów z Androidem nad tymi z Windows Phone 7 i modelami Apple'a. Poza tym dla niektórych Android bez preinstalowanego oprogramowania może być wadą. Ci, którzy chcieliby mieć w pełni funkcjonalne urządzenie od razu po otwarciu pudełka, powinni poszukać czegoś innego. Ale to wszystko nie może przyćmić zalet urządzenia, w tym możliwości Androida 2.3. A jeśli kogoś interesuje grzebanie w Androidzie, to i tak nie ma lepszego wyboru niż Nexus S ;)
Jeśli już ktoś uzna, że to sprzęt dla niego, ma przed sobą dwa problemy. Jednym z nich jest to, że Google nie sprzedaje swoich telefonów w normalny sposób, a jedynie za pośrednictwem witryny Amazon.com, poza tym telefon można kupić na serwisach aukcyjnych. Jeśli to go nie zrazi, to warto, aby pomyślał o tym, że tuż za rogiem czeka cała gama smartfonów z dwurdzeniowymi procesorami. Za miesiąc lub dwa będzie dostępny sporo wydajniejszy sprzęt.
A co można powiedzieć o nowym Androidzie? Google, wydając kolejne wersje swojego systemu operacyjnego, pokazuje, że ma na uwadze opinię i działalność „społeczności” użytkowników Androida. Świetnym przykładem było dodanie bezpośredniej obsługi tetheringu (udostępniania połączenia internetowego) i umożliwienie instalowania aplikacji na karcie SD. W androidowym markecie było mnóstwo niezwykle popularnych programów, które na to pozwalały po „zrootowaniu” (odblokowaniu) telefonu. W wersji 2.3 systemu Google poprawił często krytykowaną i wymienianą klawiaturę oraz prawie nieużyteczny mechanizm kopiowania tekstu. Do tego najnowsza wersja działa sporo płynniej i przyjemniej od poprzedników. Przydatną dla niektórych funkcją jest wbudowana obsługa telefonii VoIP. W połączeniu z obsługą dowolnej liczby kamer zamontowanych w smartfonie zapewne zaprowadzi to nas prosto do wideorozmów internetowych i czegoś pokroju... apple'owego FaceTime'a.
Nie można też nie wspomnieć o NFC, które może okazać się strzałem w dziesiątkę lub tylko kolejnym gadżetem. Możliwości są spore, teraz czekamy na ciekawe zastosowanie.
Najnowsza wersja Androida nie jest rewolucyjna (poza modyfikacjami w NDKr5, które za jakiś czas mogą się okazać bardzo znaczące, i dodaniem obsługi NFC, która może być bardzo przydatna), ale zmiany w niej są na tyle wyraźne i przemyślane, że po kilku chwilach użytkowania trudno wrócić do starszej. Użytkownicy mogą się teraz modlić o to, aby ich smartfony z Androidem znalazły się na liście urządzeń, które otrzymają aktualizację systemu, i to jak najszybciej. Albo wypatrywać nieoficjalnych ROM-ów ;) (Tutaj należałoby umieścić wyrazy szczerego współczucia dla posiadaczy modeli Motoroli).
To kto ma ochotę na pierniczka?
Cena w dniu publikacji (z VAT): 680 dol.