Asus Vivo Tab TF810
Tablety mają to do siebie, że pomimo wygody użytkowania ich rola sprowadza się do imitowania ładnego okienka na świat, które pokazuje bieżące informacje, odtwarza filmy i pozwala rozerwać się za pomocą gier. Dlatego nie wszyscy są skłonni wydać ciężko zarobione pieniądze na urządzenie, które w znacznym stopniu jest wyłącznie kolejną zabawką powielającą zaledwie niektóre funkcje komputera. Nic więc dziwnego, że producenci zaczęli szukać sposobu na zwiększenie użyteczności tabletów, oferując bezprzewodowe klawiatury albo – tak jak Asus w przypadku Transformera – pełnoprawne stacje dokujące. Problemem było jednak oprogramowanie: ARM-owe systemy operacyjne nie są zgodne z narzędziami x86, za to pecetowa architektura nie oferowała odpowiedniego systemu operacyjnego. Wraz z pojawieniem się Windows 8, którego interfejs został przystosowany do obsługi na ekranach dotykowych, wszystko się zmieniło. Teraz można bowiem zjeść ciastko i mieć ciastko: kupić dziecinnie prosty i intuicyjny w obsłudze tablet, który w godzinach pracy będzie z powodzeniem pełnił funkcję laptopa. Sytuacja rynkowa przedstawia się następująco:
- Mamy tablety wykorzystujące architekturę ARM, które idealnie sprawdzają się w zastosowaniach rozrywkowych i prostych zadaniach, takich jak przeglądanie stron internetowych i obsługa poczty elektronicznej.
- Mamy tablety ze stacjami dokującymi wyposażonymi w klawiatury, płytki dotykowe, a niekiedy także dodatkowe akumulatory. Stacje te zwiększają wygodę pisania i wydłużają czas działania, ale nie zmieniają nic w dziedzinie funkcjonalności.
- Od niedawna mamy także tablety wykorzystujące architekturę ARM oraz system operacyjny Windows RT, które dzięki pakietowi Office są bardziej funkcjonalne, ale nadal niezgodne z oprogramowaniem dla komputerów PC.
- Wraz z pojawieniem się systemu Windows 8 na rynek zaczęły masowo trafiać także tablety wykorzystujące architekturę x86 (wcześniej również były dostępne, ale przez brak systemu przygotowanego pod kątem obsługi ekranów dotykowych ich użyteczność była dyskusyjna), która pozwala uruchomić narzędzia stworzone dla pecetów. Wersje ze stacjami dokującymi wyposażonymi w klawiatury zapewniają idealne połączenie tabletu i laptopa. I właśnie takim urządzeniem jest Asus Vivo Tab TF810, któremu dokładniej przyjrzymy się na dalszych stronach.
Zgodnie z katalogowym opisem, kiedy mamy przed sobą Asusa Vivo Tab TF810, patrzymy na tablet, do którego można podłączyć stację dokującą wyposażoną w klawiaturę, płytkę dotykową i dodatkowy akumulator. Po krótkim zastanowieniu można jednak odnieść wrażenie, że na biurku leży pełnoprawny laptop z funkcją odłączania ekranu. Jak to zwykle bywa, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a w tym konkretnym przypadku – od oczekiwań. Najlepsze jest to, że dzięki zastosowaniu układu zgodnego z architekturą x86 Vivo TabTF810 doskonale spełnia się w roli zarówno multimedialnego gadżetu, jak i stanowiska pracy. Tym samym – pomijając kwestię tego, jak powinno się kategoryzować blisko 12-calowe monstrum działające pod kontrolą systemu Windows 8 i wykorzystujące procesor Intel Atom Z2760 – jedno jest pewne: Asus Vivo Tab TF810 to niezwykle użyteczny sprzęt, który łączy w sobie najlepsze cechy dwóch, do tej pory wrogo do siebie nastawionych, światów.
Model | Asus Vivo Tab TF810 |
Procesor | Intel Atom Z2760 |
Układ graficzny | SGX545 |
Matryca LCD | 11,6", 1366 × 768, błyszcząca, Super IPS+, podświetlenie LED |
RAM | 2 GB |
Dysk twardy / SSD | 64 GB |
Napęd optyczny | Brak |
Głośniki | 2.0 |
Komunikacja bezprzewodowa | Wi-Fi 802.11 a/b/g/n Bluetooth 4.0 |
Wejścia-wyjścia | 2 porty USB 2.0 czytnik kart mikro-SD mikro-HDMI złącza audio |
Akumulator | 30 Wh + 25 Wh w stacji dokującej |
Wymiary i waga | 294 mm × 188 mm × 9 mm (szerokość, głębokość, wysokość), 675 g (1,34 kg ze stacją dokującą |
System operacyjny | Windows 8 w wersji 32-bitowej |
Inne | kamera o rozdzielczości 8 megapikseli z tyłu, kamera o rozdzielczości 2 megapikseli z przodu, GPS, NFC, akcelerometr, rysik |
Cena | bd. |
Wygląd, jakość wykonania, osprzęt
Trudno nam w tej chwili ocenić, jak będzie wyglądał i ile będzie kosztował Asus Vivo Tab na polskim rynku, bo na razie dopiero jeden sklep wprowadził go do swojej oferty w formie przedsprzedaży, mieszając przy tym w specyfikacji przynajmniej dwa różne modele. Jeżeli jednak na półki trafi wersja wyposażona identycznie jak ta, która pojawiła się w naszej redakcji, to w pudełku będzie można znaleźć tablet z ekranem Super IPS+ 1366 × 768 o przekątnej 11,6 cala, stację dokującą z klawiaturą, płytką dotykową, dwoma portami USB i dodatkowym akumulatorem, rysik Wacom rozróżniający 1024 poziomy nacisku, przejściówkę pozwalającą podłączyć urządzenia USB bezpośrednio do tabletu, ściereczkę oraz wielofunkcyjny futerał, który po odpowiednim rozłożeniu może pełnić funkcję podstawki przytrzymującej ekran. Jeśli chodzi o resztę podzespołów i zastosowanych technik, to w miejsce Tegry trafił dwurdzeniowy, czterowątkowy Intel Atom Z2760 1,8 GHz wspierany przez 2 GB pamięci operacyjnej, do przechowywania danych oddelegowano 64-gigabajtową kartę typu MMC, a do tego dołożono aparat 8-megapikselowy z tyłu obudowy i 2-megapikselowy z przodu, GPS, Bluetooth 4.0, Wi-Fi oraz obsługę NFC. Vivo Tab jest tym samym równie kompletny jak szwajcarski scyzoryk MacGyvera.
Poza tym, że jest użyteczny, jest także bardzo porządnie wykonany. Z tyłu jednostki centralnej znajdziecie głównie aluminium, a z przodu – powłokę zwiększającą odporność na zarysowania (Corning Fit Glass). Sztywność konstrukcji można uznać za wzorową, co przy sporych, jak na tablet, wymiarach (264 mm × 188 mm × 9 mm) i wadze (674 g) nie jest już tak oczywiste. Na szczęście nic nie trzeszczy ani nie skrzypi, a całość sprawia bardzo dobre wrażenie. W podobnym tonie można opowiadać o klawiaturze, choć tu nie jest już tak idealnie. Wszędzie oprócz spodu znaleźć można aluminium, które zapewnia odpowiednią sztywność; niestety, na spodzie użyto innego, znacznie mniej wytrzymałego materiału, który lubi się uginać i okazjonalnie wydawać niepożądane odgłosy.
A to nie koniec niedociągnięć. Następnym jest zawias łączący stację dokującą z tabletem. Podobnie jak w wersji RT jest on zbyt płytki, żeby mógł pewnie trzymać jednostkę centralną, a to powoduje powstawanie luzów i delikatne chybotanie się tabletu. Na szczęście nie odnotowaliśmy żadnych problemów w dziedzinie komunikacji i nie powtórzyła się już historia z ciągłym odłączaniem i podłączaniem klawiatury. Nie podobały nam się również nóżki umieszczone na zawiasie, które przy mocniejszym odchyleniu „ekranu” przejmowały obowiązek utrzymywania całości w miejscu. Ich antypoślizgowe własności sprawiają, że rozłożony pod maksymalnym kątem Vivo Tab przemieszcza się po blacie biurka równie łatwo jak granitowe kamienie stosowane w curlingu po tafli lodu.
Jeśli chodzi o porty rozszerzeń – jest nieźle. Na jednostce centralnej znajdziecie wyjście mikro-HDMI, czytnik kart pamięci, gniazdo audio oraz złącze zasilacza, do którego można podłączyć przejściówkę USB oraz stację dokującą. Ta zaś dodaje obsługę dwóch portów USB, które jednak mają bardzo niską wydajność energetyczną: nasz redakcyjny zewnętrzny dysk twardy o pojemności 500 GB po podłączeniu do Asusa Vivo Tab w ogóle się nie uruchamiał.
Praca kontra zabawa
Piękno Asusa Vivo Tab polega na tym, że przy ekranie o przekątnej 11,6 cala i pełnowymiarowej klawiaturze (zresztą niemal identycznej ze stosowaną przez Asusa w ultrabooku UX21) można korzystać z niego jak z tradycyjnego laptopa. Szczególnie że na pokładzie znalazł się procesor x86 i Windows 8. Całość (jednostka zasadnicza i stacja dokująca) waży zaledwie 1,34 kg, co tylko zachęca do tego, żeby wychodząc z domu, wziąć ze sobą komplet.
Jak więc się na tym pracuje? Bardzo wygodnie! Klawiatura, pomimo że na pierwszy rzut oka wygląda jak ta z 11-calowych ultrabooków Asusa, nie jest identyczna – jest lepsza. Klawisze są wyższe i mają nieco większy skok i większą sprężystość, dzięki czemu jest znacznie przyjemniejsza w użyciu od wyjątkowo płaskiej tafli, jaką znaleźliśmy w UX21. Płytka dotykowa dla odmiany sprawuje się zaledwie nieźle. Jej czułość została dobrze dobrana, ale zabrakło precyzji. Poza tym kiepsko radzi sobie z wilgotnymi palcami, a przycisk ukryty pod jej powierzchnią jest zdecydowanie za głośny. Niemniej, jeżeli w pobliżu nie ma miejsca na to, aby skorzystać z tradycyjnej myszki, w zupełności wystarczy.
Kiedy już zamknie się edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny lub odpowie na wszystkie mejle, po przesunięciu przełącznika zwalniającego tablet z zaczepów można jednym ruchem pożegnać się ze stacją dokującą i porzucić biurko na rzecz wygodnej kanapy. Wtedy pierwsze skrzypce zaczyna grać ekran. Może i nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych tabletów, ale gdy patrzymy na niego przez pryzmat laptopów, to okazuje się najlepszym spośród tych, z którymi mieliśmy do czynienia w ciągu ostatniego roku. Od matrycy IPS aż trudno się oderwać: kolory są ciepłe, czerń – głęboka, a kąty widzenia – szerokie jak amerykańska autostrada. Do tego maksymalne podświetlenie, 459 cd/m2, zapewnia wygodną pracę nawet na zewnątrz, a kontrast, 1168 : 1, wręcz zachwyca. Jedyne, do czego można mieć zastrzeżenia, to rozdzielczość: tak jak wspomnieliśmy w artykule o Vivo Tab RT, użytkownicy tabletów są rozpieszczani coraz większą liczbą pikseli na cal, i tu matryca Asusa powoli zaczyna odstawać od rywali, lecz mając na uwadze wszechstronność testowanego dziś urządzenia, wspominamy o tym niejako wyłącznie z obowiązku. Tak naprawdę większym problemem są proporcje 16 : 9, które sprawiają, że w trybie portretowym tablet wygląda nieco komicznie i początkowo potrzeba trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do nietypowego ustawienia. Jest to jednak pewien kompromis, na który trzeba przystać, decydując się na hybrydę pokroju Asusa Vivo Tab, i z naszych doświadczeń wynika, że korzyści, jakie płyną z „dualizmu” tego urządzenia, w pełni rekompensują ten malutki mankament.
Oczywiście, bardzo czuły ekran dotykowy zapewniający soczyste kolory to nie koniec atrakcji. Asus Vivo Tab został wyposażony w niezły aparat 8-megapikselowy z tyłu i wcale nie gorszy 2-megapikselowy z przodu, który świetnie się nadaje do kręcenia filmów w stylu Blair Witch Project. Mikrofon także sprzyja rozwijaniu twórczych pasji, bo całkiem nieźle zbiera głos. Efekty pracy spokojnie można odtwarzać na wbudowanych głośnikach, które o ile nie są zasłonięte dłońmi (umieszczenie ich z tyłu tuż przy krawędziach jest co najmniej dyskusyjne), grają głośno i czysto.
Czas działania
Powyższe wykresy spokojnie moglibyśmy pozostawić bez komentarza, bo zakładamy, że lepiej będzie, jeśli każdy popatrzy na nie w ciszy, spokoju i z rozdziawioną do oporu buzią, wyrażającą po kolei zdziwienie, szok i zachwyt. Tak, jednostka zastosowana w Asusie Vivo Tab, którą jest Intel Atom Z2760, nie jest królem wydajności, o czym się przekonacie na dalszych stronach, ale została stworzona do zupełnie innych celów, co zresztą pokazują powyższe wykresy. Korzystając z dwóch akumulatorów, nazwijmy to trybem laptopowym, przy włączonym Wi-Fi i jasności ekranu ustawionej na 200 cd/m2 po stronach internetowych można surfować do znudzenia – przez okrągłe 12 godzin! Test minimalnego obciążenia pokazuje za to, że gdy mądrze operuje się jasnością ekranu (co zresztą nie jest trudne, bo Asus Vivo Tab został wyposażony w czujnik światła) oraz łącznością bezprzewodową, 12 godzin to dopiero początek. Maksimum, jakie wycisnęliśmy z tego maratończyka, wyniosło bowiem ponad 32 godzin!
Ostatnio pojawiła się dyskusja o tym, czy ARM-owa architektura faktycznie jest bardziej energooszczędna od przestarzałej x86. W świetle wyników uzyskiwanych przez Atoma Z2760 odpowiedź na to pytanie nie jest już tak oczywista jak kiedyś, bo różnice powoli się zacierają. A należy pamiętać, że pomimo niskiej wydajności, jeżeli zajdzie taka potrzeba, Atom obsłuży zarówno zaawansowane programy do obróbki grafiki, jak i narzędzia do konwersji plików wideo, których użytkownicy Windows mają na pęczki.
Długodystansowiec Intela
Drugoplanowym bohaterem dzisiejszego artykułu jest maluszek, dzięki któremu na poprzedniej stronie działy się rzeczy wręcz magiczne. Mowa tu o procesorze Atom Z2760 Intela, który do tabletów z Windows 8 nie trafił przypadkowo. Jest to bowiem układ typu SoC (ang. System on Chip), który od samego początku był projektowany z myślą o tabletach. Znany pod roboczą nazwą Cloverview i należący do platformy Clovertrail, został wykonany w 32 nm i w dużej mierze czerpie ze smartfonowej platformy Medfield.
Mamy tu do czynienia ze ściśle zintegrowanym, dwurdzeniowym „systemem w układzie”, który dzięki funkcji Hyper-Threading zapewnia obsługę czterech wątków jednocześnie. Do tego dochodzi technika Burst, umożliwiająca dynamiczne zwiększanie wydajności procesora, zintegrowany dwukanałowy kontroler pamięci LPDDR2 oraz układ graficzny PowerVR SGX 545 pracujący z częstotliwością 533 MHz i zgodny z DirectX 9. Brakuje bezpośredniej obsługi USB 3.0, ale jest obsługa nowych stanów gotowości, w tym S0ix, pozwalającego urządzeniom działać w trybie czuwania – jeżeli aplikacja jest zgodna z tym rozwiązaniem, będzie na bieżąco aktualizowana, co ma zapewnić doznania znane ze smartfonów.
Skąd w takim razie tak długie czasy działania? Otóż Intel twierdzi – a patrząc na wyniki, trudno tu coś negować – że w najniższym stanie spoczynkowym, S0i3, Atom Z2760 potrafi zejść z poborem mocy do 2 mW. To by wyjaśniało tak długie przebiegi w teście z minimalnym obciążeniem, bo w trakcie przeglądania dokumentów większość czasu procesor spędza, właśnie nic nie robiąc. Zresztą bez względu na obciążenie wszystkie działania układu są podyktowane chęcią jak najefektywniejszego wykorzystania dostępnej częstotliwości, z naciskiem na jak najszybszy powrót do stanu spoczynku. Poza tym wystarczy spojrzeć na układ chłodzenia testowanego przez nas Asusa Vivo Tab, w którym nie ma choćby jednego wentylatora, żeby zrozumieć, że Atom Z2760 jest układem wyjątkowo oszczędnym.
Wydajność ogólna
Wydajność nowego Atoma nie rzuca na kolana. W ogólnym rozrachunku jest on wolniejszy od modelu N2800, którego wyprzedza jedynie w testach dających mu fory ze względu na zmianę systemu operacyjnego (wbudowane w Windows narzędzia służące nam do obracania dużego zdjęcia i masowego zmniejszania wielkości wielu plików graficznych działają zauważalnie lepiej w Windows 8). Patrząc jednak przez pryzmat czasu działania na zasilaniu akumulatorowym oraz możliwości zastosowania pasywnego chłodzenia, trudno mieć większe zastrzeżenia. Szczególnie że w trakcie codziennej pracy Atom spisuje się wzorowo: interfejs Modern UI działa płynnie, przełączanie się między programami jest natychmiastowe, filmy 1080p odtwarzane są bez żadnych zacięć (tyczy się to również 1080p na YouTubie), a przeglądarki internetowe nawet po otwarciu większej liczby kart reagują żwawo na każdy ruch palca po ekranie.
Jedyne, co może rozczarować, to wydajność układu graficznego, który zatrzymał się na etapie DirectX 9 i nie pozwolił nam włączyć nawet czteroletniego testu 3DMark Vantage. Jego przydatność sprowadza się tak naprawdę do wyświetlania obrazu i sprzętowego wsparcia odtwarzania materiałów wideo. Ewentualnie do prostszych gier przeglądarkowych, choć i tu mogą się pojawić problemy: na bardziej skomplikowanych poziomach w Angry Birds In Space widoczne były spadki płynności animacji.
Podsumowanie
Asus Vivo Tab TF810 to kolejna próba połączenia dwóch rywalizujących ze sobą światów. I choć nie uniknięto kilku potknięć, uważamy, że jest to próba udana! Sprzęt świetnie sprawdza się w roli laptopa, choć bardziej pasuje tu słowo: netbooka, i niewiele gorzej radzi sobie jako tablet. Tak naprawdę Asusowi Vivo Tab pod względem funkcjonalności niewiele brakuje do naszego ideału przenośnego komputera: jest lekki, poręczny, bezgłośny, na zasilaniu akumulatorowym działa niemal bez końca, nie ogranicza w dziedzinie doboru oprogramowania, w codziennych zastosowaniach zapewnia wystarczającą wydajność i ma świetny ekran. Gdyby można było na nim pograć w Battlefielda 3, bylibyśmy pierwszymi w kolejce ;) I to pomimo niezbyt niskiej ceny.
Na razie nie wiadomo, ile dokładnie będzie kosztował Vivo Tab, ale patrząc na ceny u naszych zachodnich sąsiadów i pierwsze oferty przedsprzedażowe, raczej nie należy się spodziewać, że Asusa Vivo Tab TF810 da się kupić za mniej niż 3,5 tys. zł. To sporo, bo wydając podobną kwotę, można się zaopatrzyć w 13-calowego ultrabooka, a do tego jeden z tańszych tabletów, lub sprawić sobie netbooka, a na deser iPada. Pytanie tylko, czy warto żonglować dwoma urządzeniami i przed wyjściem z domu zastanawiać się, które akurat dziś będzie bardziej przydatne. A do tego dochodzi przecież kwestia czasu działania i rozdrobnienia danych (chmura jest dobrym rozwiązaniem tylko w momencie, w którym mamy stały dostęp do internetu). Dlatego właśnie nowe transformery, hybrydy czy – jak kto woli – laptopy z odłączanym ekranem są urządzeniami godnymi uwagi, a Asus Vivo Tab z matrycą typu IPS, wygodną klawiaturą, baaardzo dłuuugim czasem działania oraz licznymi dodatkami (rysik, aparat 8-megapikselowy, GPS, NFC) to prawdziwa perełka. Tak naprawdę nasz dzisiejszy bohater bije na głowę wersję RT, która musi dźwigać ciężar związany z ARM-owym Windows, niekompatybilnym z pecetowym oprogramowaniem. Z czasem być może sytuacja się zmieni, ale na razie Vivo Tab TF810 jest dużo lepszym wyborem.
Do testów dostarczył: Asus
Cena w dniu publikacji (z VAT): bd.