Motorola Moto E – test

Kosztująca około 500 zł Motorola Moto E szybko przyciągnęła naszą uwagę, ponieważ w tym przedziale cen od dawna brakuje porządnego smartfona z Androidem, którego użytkowanie nie groziłoby utratą cierpliwości i wydatkami związanymi z wymianą wybitych szyb w oknie. Lista grzeszków popełnianych przez producentów w trakcie obniżania kosztów produkcji jest bardzo długa, a obejmuje między innymi zbyt słabe procesory i kiepskiej jakości nośniki danych, sprawiające, że mówienie o „zamulaniu” często jest obrazą dla wszelkiego rodzaju „zamulaczy”, oszczędność na digitizerze i szkle czy wycinanie tak podstawowych elementów, jak aktywna redukcja szumów i automatyczna regulacja jasności. Bardzo często urządzenia te są też skazane na stare wersje Androida, o aktualizacjach oprogramowania można tylko pomarzyć, a jeśli nawet coś takiego nastąpi, to może być z tego więcej szkody niż pożytku. Właśnie dlatego do tej pory jedyną słuchawką uznaną przez nas za godną polecenia w tym przedziale cen była Lumia 520.

I właśnie w takich dziwnych „okolicznościach przyrody” do gry wchodzi Motorola Moto E ze swoim sensownym dwurdzeniowym procesorem, ekranem o rozdzielczości 960 × 540, Gorilla Glass 3, sporym akumulatorem, Androidem 4.4 i obietnicą, że system zostanie szybko zaktualizowany do nowszej wersji, gdy tylko ta się pojawi. Z zewnątrz nowa Motorola wygląda bardzo podobnie do modelu Moto G, ale też od razu widać, że mamy do czynienia z tańszym telefonem, bo wydaje się znacznie... pulchniejsza. To wrażenie pulchności wynika ze zwiększonej grubości i szerokości ramek (szczególnie ta dolna, w której przy okazji schowano głośniki, jest wyjątkowo okazała). Nie sądzimy, aby zabieg ten był konieczny do obniżenia ceny sprzętu, jest to raczej element strategii firmy („Chcesz mieć zgrabniejszy telefon? To dopłać!”). Nie oznacza to, że urządzenie wygląda źle albo jest kiepskie z punktu widzenia ergonomii: jest bardzo solidnie wykonane, tylna klapka niemal pieści palce swoją przyjemną, doskonale wyprofilowaną powierzchnią i mimo wszystko całość sprawia dobre wrażenie. Jednak ubytek kilku milimetrów niewątpliwie zwiększyłby atrakcyjność gadżetu.