Samsung Galaxy Note 4 – test
Samsung Galaxy Note 4 nie ma łatwego zadania, bo musi nie tylko poradzić sobie z bardzo mocną phabletową konkurencją (a przecież za tworzenie smartfonów tego typu wzięło się także Apple), ale też przekonać posiadaczy bardzo udanych starszych generacji Note'ów do tego, że warto wydać na nowość 3 tys. zł. Jakie asy Samsung ma tym razem poukrywane w rękawie i czy wystarczą one do tego, by zachował pozycję phabletowego króla?
Samsung Galaxy Note 4 – dane techniczne | |||
---|---|---|---|
Wymiary | 153,5 × 78,6 × 8,5 mm | LTE | Cat 6 (do 300 Mb/s) |
Masa | 176 g | Wi-Fi | dwuzakresowe, ac |
Ekran | 5,7 cala | NFC | Tak |
2560 × 1440 | Podczerwień | Tak | |
Super AMOLED | Radio FM | Tak | |
Procesor | Snapdragon 805 | Wyjście obrazu | MHL 3 |
4 × 2,7 GHz Krait 450 | Host USB | Tak | |
Adreno 420 | Redukcja szumów | Tak | |
RAM | 3 GB | Pamięć wbudowana | 24,5 GB |
Akumulator | 3220 mAh | mikro-SD | Tak (64+ GB) |
Aparat z tyłu | Zdjęcia: 16 MP, sensor 16 : 9, OIS, LED, autofokus, HDR | ||
Wideo: 4K @ 30 kl./sek., 1080p @ 60 kl./sek., 720p @ 120 kl./sek., HDR | |||
Aparat z przodu | Zdjęcia: 3,7 MP, HDR | ||
Wideo: WQHD @ 30 kl./sek., 1080p @ 30 kl./sek. | |||
Inne | krokomierz, czytnik linii papilarnych, pulsometr |
Samsung Galaxy Note 4 pod względem budowy mocno się różni od swojego poprzednika, choć oba na pierwszy rzut oka są bardzo podobne. Producent usiłuje nawet dalej przekonywać, że plastik, który ma przypominać skórę, jest fajny. Lecz wystarczy wziąć sprzęt do ręki, aby zacząć dostrzegać istotne zmiany, które łatwo docenić. Nowy Note sprawia wrażenie solidniejszego i przygotowanego do zadań specjalnych. W dużej mierze jest to zasługa ładnie wykończonej metalowej ramki, ale też tylna klapka jest trochę mniej... infantylna (sztucznym szwom mówimy do widzenia i mamy nadzieję, że już nigdy nie wrócą) i całość wygląda po prostu lepiej. Oczywiście, nie jest to najpiękniejszy smartfon świata (ot, jeszcze jeden Samsung, tylko większy i porządniejszy), jednak kolejne modele Galaxy Note nigdy nie próbowały takie być, bo to z założenia poważny sprzęt dla poważnych ludzi robiących poważne rzeczy. I najnowsza generacja wygląda i leży w dłoni odpowiednio do tej roli. Efektem ubocznym tych zmian jest to, że Note 4 jest odrobinę dłuższy, grubszy i cięższy od Galaxy Note 3 (jak również o 0,5 mm węższy), ale umiemy to zaakceptować o każdej porze dnia i nocy, bo poprzednik przy następcy wygląda teraz nad wyraz „zabawkowo”.
Rozmieszczenie przycisków wygląda znajomo, jednak oczy i palce uważnego użytkownika zdołają wychwycić kilka drobnych zmian. Samsungi przyzwyczaiły nas do trzech przycisków pod ekranem, ale od czasu, gdy pojawił się Galaxy S5, zmieniła się funkcja jednego z nich: lewa płytka dotykowa wywołuje teraz menu przełączania się między uruchomionymi programami, a nie menu kontekstowe, więc posiadacze starszych Note'ów mają przed sobą kilka chwil przyzwyczajania się do tego. Regulacja głośności i wyłącznik są tam, gdzie zwykle można je znaleźć w słuchawkach tego producenta, lecz teraz są metalowe i przyjemniejsze w użyciu. Port mikro-USB w Galaxy Note 4 jest tam, gdzie w Note'ach był od początku, czyli na środku dolnej krawędzi, ale o ile w Galaxy Note 3 wykorzystano mikro-USB 3.0, o tyle w Galaxy Note 4 powrócono do mikro-USB 2.0. Jest to jedyny element najnowszego phabletu Samsunga, który jest gorszy niż w modelu ubiegłorocznym. Widocznie pewna dziwaczność tego złącza przeważyła nad ewentualną zaletą w postaci szybszego transferu, więc na większe prędkości kopiowania danych ze smartfona i do smartfona będziemy musieli poczekać, aż spopularyzują się wtyczki i kable USB typu C.
Samsung dalej dzielnie stoi na straży wymienialności tylnej klapki i akumulatora, która stała się cechą charakterystyczną jego telefonów, więc i w najnowszym Galaxy Note 4 nie mogło tego zabraknąć. Nowy akumulator (o zupełnie innym kształcie niż w starszych modelach) jest pojemniejszy o zaledwie 20 mAh (nie, tu nie brakuje żadnego zera) od tego w Galaxy Note 3. Niby lepsze to niż nic, bo wiadomo: „ziarnko do ziarnka...”, ale jakoś trudno nam nie unieść brwi ze zdziwienia na widok tej różnicy. Dostęp do slotu na kartę mikro-SIM pojawia się dopiero po wyjęciu ogniwa, a slot na kartę mikro-SD (na szczęście Galaxy Note nie poszedł śladem Galaxy Alpha) jest łatwo dostępny w każdej chwili.
Czyli Samsung Galaxy Note 4 to po prostu następny Samsung Galaxy Note, tylko lepszy. Charakter, wygląd i rozmiary urządzenia nie zmieniły się znacząco, lecz po kilku chwilach z nowością w ręku starszy model robi się dziwnie „plastikowy” i jakoś tak dziwnie trudno do niego wrócić. To nowe wrażenie solidności bijące od czwartej generacji koreańskich elektronicznych notatników bardzo przypadło nam do gustu. Projektanci zrobili tym razem kilka zdecydowanych kroków w kierunku poprawy sprawdzonej formuły. Innymi słowy, do rewolucji jeszcze daleko, ale ewolucja przebiega we właściwym kierunku.
Oprogramowanie
Siła Samsungów Galaxy Note nie tkwi jedynie w podzespołach, ale też w oprogramowaniu. Kolejne generacje tych phabletów są wyposażane w coraz to lepsze piórka, a programiści wymyślają coraz to ciekawsze sposoby na sensowne wykorzystanie zarówno ich, jak też zwiększonej powierzchni roboczej, którą zapewnia duży ekran.
System Galaxy Note 4 wygląda jak poprawione skrzyżowanie funkcjonalności systemu Galaxy Note 3 z wyglądem interfejsu Samsunga Galaxy S5. Użytkownicy poprzedniego Note'a mogą się nawet początkowo zastanawiać, co tu się właściwie zmieniło (oprócz kolorów i ikonek), jednak z czasem się okazuje, że nowy Note umie kilka nowych, przydatnych sztuczek.
Większość piórkowych funkcji jest uruchamiana z poziomu okrągłego menu, pojawiającego się na ekranie po wyjęciu rysika z obudowy albo po dwukrotnym wciśnięciu znajdującego się na nim przycisku. W Galaxy Note 3 to menu miało pięć przycisków, a w Note 4 są cztery. Zniknęły S Szukacz (bo pewnie nikt z niego nie korzystał) i Okno rysika (bo miniprogramy stały się zbędne, o czym więcej za chwilę), Album z wycinkami został przemianowany na Przycinanie obrazu (ale robi właściwie to samo, czyli pozwala szybko obrysować wybrany fragment ekranu i zapisać go w albumie), Notatka z akcji i Pisanie po ekranie działają i wyglądają mniej więcej po staremu, a nowością jest opcja Inteligentny wybór.
Pisanie po ekranie to najprostsza funkcja, lecz wcale nie najmniej przydatna. Po wybraniu jej oprogramowanie robi zrzut ekranu i umożliwia szybkie odręczne napisanie na nim jakiejś notatki (do wyboru są różne kolory elektronicznego atramentu i kilka wirtualnych przyrządów pisarskich).
Notatka z akcji uruchamia podręczny notatnik. Z pozoru nic nadzwyczajnego, ale prawdziwa zabawa zaczyna się po skorzystaniu z opcji Połącz z akcją, która analizuje to, co się napisało, i próbuje zrobić z tym coś mądrego. W ten sposób można na przykład szybko dodać nowy kontakt (wystarczy odręcznie zapisać numer telefonu oraz imię) albo przekształcić kilka linijek tekstu w listę zadań do wykonania czy listę zakupów. Dłuższe i poważniejsze notatki przenosi się do narzędzia S Note, a tam dochodzą takie zaawansowane funkcje, jak rozpoznawanie formuł matematycznych i figur geometrycznych oraz analiza zdjęć (w ten sposób można na przykład szybko przekształcić narysowany na tablicy wykres w jego elektroniczny odpowiednik).
Inteligentny wybór to też bardzo sprytna funkcja. Na pierwszy rzut oka nie różni się specjalnie od pozostałych, ale najlepiej zobaczyć ją w akcji:
Krótko mówiąc, pozwala ona utworzyć podręczny zbiór obrazków i tekstu (dzięki wbudowanemu mechanizmowi OCR), które będzie można łatwo wstawiać w różne miejsca. Pomysł jest świetny i jedyne, co nam w nim nie odpowiada, to raczej mało satysfakcjonujący efekt działania mechanizmu rozpoznawania tekstu, co jest bardzo dziwne, bo przecież klawiatura Samsunga radzi sobie rewelacyjnie z rozpoznawaniem i analizowaniem pisma odręcznego, więc i czcionki komputerowe nie powinny być problemem.
Zaktualizowane zostały także mechanizmy wspomagające wielozadaniowość. Tutaj znowu posłużymy się filmikiem, bo on lepiej wyjaśni pewne niuanse:
Jak widać, teraz wiele narzędzi można przełączyć z trybu pełnoekranowego na tryb okienkowy, a nawet zminimalizować do przesuwanego „bąbelka”. W oknie można uruchomić do pięciu programów. Pomysł dobry, ale ma dwie wady. Po pierwsze, zmniejszanie okien jest trochę niewygodne, bo trzeba przesunąć palcem po przekątnej od prawego górnego rogu ekranu, a tam przecież z reguły jest belka powiadomień albo przycisk menu kontekstowego, więc jeśli nie zrobi się tego wystarczająco precyzyjnie, pojawi się problem. Po drugie, narzędzia w okienkach działają trochę wolniej i mniej płynnie, niż w trybie pełnoekranowym.
Oczywiście, nie pominięto też najstarszego sposobu wspomagania wielozadaniowości, wprowadzonego przez Samsunga jeszcze za czasów pierwszej wersji Galaxy Note 10.1, czyli możliwości uruchomienia dwóch narzędzi na dwóch połówkach ekranu. Tutaj ten pomysł powraca w towarzystwie jednej drobnej nowości: programy można przenosić na wybraną połówkę wyświetlacza z poziomu menu służącego do przełączania się między nimi. Teraz znajdujące się tam karty mają w prawym górnym rogu dodatkową ikonkę związaną z tą funkcją, co ułatwia i przyspiesza korzystanie z niej. Niestety, ceną jest to, że od momentu wciśnięcia przycisku wywołującego to menu do wyświetlenia go czasem mija kilka sekund...
Często narzekamy na TouchWiza i na jego powszechnie znane problemy, ale w przypadku kolejnych generacji Galaxy Note trudno nam to robić, bo widać tu ogrom pracy i mnóstwo dobrych pomysłów włożonych w różne dodatkowe i niesamowicie przydatne funkcje. Owszem, nakładka systemowa Galaxy Note 4 nie jest idealna, niekiedy działa powolnie, w niektórych miejscach jest wręcz przeładowana opcjami (będąc pierwszy raz w menu ustawień systemowych, można się przestraszyć) i niekoniecznie przydatnymi dodatkami, lecz w zamian zapewnia naprawdę bardzo dużo i wyznacza swoimi rozszerzeniami phabletowe standardy, które później konkurencja próbuje nieudolnie kopiować. Czyli pomimo wad oprogramowania Galaxy Note 4 nie mamy wątpliwości, że w odpowiednich rękach jest ono potężnym narzędziem pracy i tym, dzięki czemu phablet Samsunga to coś więcej niż tylko przerośnięty telefon.
Łącznościowe delikatesy
Samsungowi nie sposób odmówić jednego: gdy chodzi o wykorzystywanie nowych technik, inżynierowie tej firmy się nie patyczkują i implementują wszystko, co mają pod ręką najlepszego. Doskonale to widać po liście obsługiwanych standardów komunikacyjnych. Znajdują się na niej: modem LTE kategorii 6. (czyli zapewniającej szybkość pobierania do 300 Mb/sek.), Wi-Fi ac z MIMO 2x2 (co oznacza maksymalny transfer do 866 Mb/sek. zamiast standardowych 433 Mb/sek.), NFC (co w sumie jest już standardem, jeśli nie liczyć smartfonów Apple ;)), port podczerwieni (dzięki niemu można użyć smartfona w roli pilota zdalnego sterowania telewizorem czy innym sprzętem RTV) i wyjście MHL 3, pozwalające przesyłać kablem obraz o rozdzielczości 4K. Z typowych Samsungowych dodatków dołączono funkcję Download Booster z Galaxy S5, umożliwiającą jednoczesne pobieranie dużych plików przez sieci Wi-Fi i LTE, jeśli ta pierwsza nie jest w najlepszej kondycji. W tym całym zamieszaniu nie zapomniano o tak fundamentalnych sprawach, jak dobrej klasy słuchawka i mikrofon ze skutecznym mechanizmem redukcji szumów, więc phablet ten jest też bardzo dobrym telefonem. Reasumując, jest tu wszystko, czego dusza zapragnie, i w tej chwili nie ma smartfona, który mógłby się pod tym względem równać z Samsungiem Galaxy Note 4.
Czujnik promieniowania UV dołącza do gry
Smartfony Samsunga z generacji na generację mają coraz więcej różnego rodzaju czujników. Tym razem do długiej listy dopisano krokomierz, pulsometr i czytnik linii papilarnych. Pojawił się też czujnik promieniowania UV, do którego dostęp zapewnia narzędzie S Health. W założeniu ma on pomagać w ocenie, na ile niebezpieczne danego dnia jest słońce i jak bardzo należy się przed nim chronić, co może się czasem przydać na wakacjach. Trochę lepiej zdaje się tu działać funkcja odblokowywania telefonu odciskiem palca. Nadal nie jest tak wygodna jak jej odpowiedniki ze smartfonów Apple czy z Ascenda Mate7, ale ponieważ jest trochę mniej problematyczna niż w Galaxy S5 i phablet częściej obsługuje się dwiema dłońmi, da się z niej jako tako korzystać na co dzień. Mimo to mamy nadzieję, że w następnej generacji zostanie poprawiona.
Obsługa multimediów niemal bez wad
Obsługa multimediów to następna dziedzina, w której smartfony Samsunga od dawna są bardzo mocne, a Galaxy Note 4, jako phablet, musi szczególnie błyszczeć na tym właśnie polu. Filmy są odtwarzane wzorcowo: standardowe oprogramowanie rozpoznaje mnóstwo formatów i nawet umożliwia wczytanie napisów z pliku, obsługa DLNA jest zintegrowana w idealny sposób, a do tych fundamentów dochodzą takie miłe dodatki, jak: wyjście MHL 3.0, Miracast i możliwość oglądania wideo w małym, „pływającym” oknie. Do pełni szczęścia brakuje nam porządnych głośników stereo z przodu, ale ten jeden tylny jest zaskakująco dobry i głośny, wystarczający w większości sytuacji.
Odtwarzanie muzyki także nie sprawia temu smartfonowi najmniejszych problemów. Przeznaczone do tego narzędzie jest równie dobrze przygotowane do stawianych przed nim zadań co odtwarzacz filmów. Obok świetnych funkcji odtwarzania udostępnionych w sieci plików oraz udostępniania tych z pamięci urządzenia jest tu rozbudowany korektor brzmienia z dodatkowymi opcjami, takimi jak wirtualizacja dźwięku przestrzennego oraz symulowanie różnych pomieszczeń i efektów. Na szczęście nie trzeba z nich korzystać, bo Galaxy Note 4 bez nich gra po prostu świetnie, przy czym wyjściu słuchawkowemu nie poskąpiono mocy. Posiadacze Samsunga Galaxy Note 3 pewnie zauważą, że wszystko brzmi podobnie. Owszem, to zaleta, bo poprzednik też grał dobrze, lecz ci, którzy liczyli na jakąś zdecydowaną poprawę, niech wiedzą, że jej nie usłyszą. Cóż, wygląda na to, że rozwój smartfonowych wyjść słuchawkowych natrafił na jakąś ścianę i jeszcze poczekamy na większy przeskok jakościowy.
Najlepszy phabletowy ekran na rynku
Nasze pierwsze zetknięcie z rozdzielczością QHD w phablecie nie należało do najbardziej udanych, dlatego do nowego panelu Samsunga Galaxy Note 4 o przekątnej długości 5,7 cala i zbudowanego z siatki pikseli o rozmiarach 2560 × 1440 podchodziliśmy bardzo ostrożnie. Na szczęście początkowe obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione, bo Samsung zastosował jeden z najlepszych ekranów spośród tych, z którymi dotąd mieliśmy do czynienia.
Zaskakujący fakt nr 1: taka rozdzielczość akurat w tym sprzęcie ma sens. Po części wynika to z rozmiaru ekranu, ale przede wszystkim jest to kwestia Samsungowego układu subpikseli typu Pentile, który do tego, by zapewnić ostrość obrazu taką samą, jaką zapewniają tradycyjne matryce LCD, potrzebuje trochę wyższej rozdzielczości. Oczywiście, nie mówimy tutaj o jakichś wielkich różnicach, ale poprawa w stosunku do Galaxy Note 3 jest zauważalna. Co ciekawe, jeśli się popatrzy z (bardzo) bliska na jakieś gładkie czerwone tło (inne barwy lepiej to tuszują), nadal widać drobne czarne „kropeczki”, charakterystyczne dla AMOLED-ów tego producenta, więc na upartego można stwierdzić, że jeszcze jeden wzrost rozdzielczości przynajmniej teoretycznie da jakieś wymierne korzyści.
Zaskakujący fakt nr 2: ten ekran jest naprawdę jasny i zapewnia świetną czytelność w ostrym świetle. Niby już Samsung Galaxy S5 pokazał, że nowe AMOLED-y czynią cuda pod tym względem, ale phablet to phablet i rozdzielczość 2560 × 1440 to rozdzielczość 2560 × 1440, więc poprzeczka była postawiona znacznie wyżej i to właśnie stąd się wzięło nasze lekkie zaskoczenie. Świetne warstwy polaryzacyjne i przeciwodblaskowe, dobrej jakości szkło i nowe diody organiczne robią swoje i jeśli w Galaxy Note 3 przeszkadzało Ci to, że wyświetlacz czasem trzeba ukryć w cieniu, wiedz, że tutaj ten problem zupełnie nie występuje i że obecnie jedynie iPhone 6 Plus oraz Xperia Z3 pozwalają się równie komfortowo – albo nawet trochę bardziej – użytkować w pełnym słońcu. Wiąże się to jednak z pewną niedogodnością. Otóż suwak do ręcznej zmiany jasności matrycy nie pozwala włączyć na stałe maksymalnego ustawienia. Jest ono aktywowane automatycznie, gdy czujnik światła wykryje jego odpowiednie natężenie. Wtedy obraz staje się zauważalnie jaśniejszy i... mniej kontrastowy, przez co jakość kolorów leci na łeb, na szyję. W praktyce nie przeszkadza to szczególnie mocno, bo w takich warunkach rzadko się ogląda jakieś ważne zdjęcia i istotniejsze jest to, żeby cokolwiek widzieć, a w szczególności tekst, ale szkoda, że musi to działać w ten sposób.
Zaskakujący fakt nr 3: Samsung kalibruje swoje AMOLED-y, i to dwa razy. Kiedyś niektórzy (w tym my) narzekali na to, że barwy wyświetlane przez ekrany kolejnych generacji Galaxy S i Galaxy Note są przejaskrawione, a biel jest niebieska. W odpowiedzi jakiś czas temu w nowych koreańskich słuchawkach pojawiło się podmenu, w którym każdy może wybrać odpowiadający mu profil kolorystyczny. Był to krok w dobrym kierunku, lecz te profile nadal sprawiały, że matryce wyświetlały wszystko trochę po swojemu i niezgodnie ze wzorcem. Niedawno zmieniło się i to, bo dwa z trzech profili są fabrycznie kalibrowane: jeden celuje w przestrzeń sRGB, a drugi – w AdobeRGB (trzeci po prostu jest zrobiony tak, żeby wszystko wyglądało „po staremu”, czyli było jak najbardziej kolorowe). I robią to bardzo dobrze, bo średnie zmierzone przez nas odchylenie jest bliskie wartości 2,0 i biel jest wolna od jakiegokolwiek zafarbu. Ale co to oznacza w praktyce? W zwykłych smartfonach prawidłowe odwzorowanie barw nie jest wyjątkowo istotne, ale Galaxy Note to seria w teorii kierowana do osób potrzebujących porządnego narzędzia pracy, w tym grafików. I faktycznie, na ekranie tego phabletu można na szybko sprawdzić poprawność jakiejś grafiki, zdjęcia albo po prostu... jak tak naprawdę wyglądają ubrania w sklepie internetowym. Zajęło to trochę czasu i trzeba było sporo narzekania, jednak opłacało się narzekać, bo Samsung opracował rozwiązanie idealne.
Do tego dochodzą oczywiste usprawnienia digitizera, pozwalające wykorzystać zaawansowane piórko i obsługiwać telefon w rękawiczkach. Po zsumowaniu tego wszystkiego wychodzi na to, że Samsung stworzył ekran niemal doskonały. Jedyne nasze obawy dotyczą żywotności nowych matryc, bo starsze generacje AMOLED-ów miewały z tym problemy i zastanawia nas, jak te superjasne diody zniosą upływ czasu i czy nie będą się wypalać albo tracić jasności. Niestety, nie możemy tego zweryfikować.
Co gryzie akumulator Galaxy Note'a?
Rozdzielczość ekranu w tej generacji Galaxy Note wzrosła bardzo wyraźnie, ale pojemność akumulatora pozostała właściwie niezmieniona. Czy to problem? Okazuje się, że niekoniecznie. Mimo wszystko wychodzi na to, że nowy wyświetlacz i procesor są w miarę energooszczędne pomimo wyżyłowanych parametrów. W czasie intensywnego użytkowania sprzętu wskaźnik naładowania skraca się wolniej niż na przykład w Galaxy Note 3 (co jest pozytywnym zaskoczeniem) albo w iPhonie 6 Plus. Nowy Note nie bije pod tym względem rekordów, lecz i tak radzi sobie bardzo dobrze. W razie gdyby energii zaczęło w którymś momencie brakować, można skorzystać z jednego z wielu sposobów na ograniczenie jej zużycia, które wcześniej zastosowano w Samsungu Galaxy Alpha. Czyli da się zmniejszyć wydajność procesora, ilość danych odbieranych i wysyłanych w tle, jasność podświetlenia, przełączyć ekran w tryb czarno-biały czy po prostu wyłączyć niemal wszystko i zamienić smartfon w zwykły telefon o najbardziej podstawowej funkcjonalności. Oprócz tego Samsung Galaxy Note 4 niesamowicie szybko się ładuje: od zera do pełna w nieco ponad 1,5 godziny, przy czym pierwsze 50% przybywa w tempie szybszym niż 1% na minutę. Czyli jest dobrze?
Nie do końca. Testy akumulatora przeprowadzamy w sytuacji, gdy w urządzeniu jest zainstalowany minimalny zestaw narzędzi, aby ograniczyć liczbę usług działających w tle i związanych z nimi losowych czynników. A potem zaczynają się testy praktyczne, w czasie których korzystamy ze wszystkiego, z czego się da, choć lista programów i uruchomionych funkcji zawsze jest bardzo podobna), i w nich wyszło, że coś jest nie tak z oprogramowaniem tego telefonu. Samsung Galaxy Note 4 połączony z Wi-Fi potrafi przez noc stracić kilkadziesiąt procent energii akumulatora, nic nie robiąc. Skądinąd dane o zużyciu energii często pokazują coś takiego:
Pozycje Jądro Systemu i System Android często są odpowiedzialne za kilkadziesiąt procent całkowitego zużycia akumulatora i nie mamy pojęcia, skąd się to bierze. Okazało się też, że nie jesteśmy sami: niektórym innym testerom też zdarzało się napotkać na podobne zjawisko. Przez to dotrwanie od rana do wieczora bez doładowywania stawało się sporym wyzwaniem. Niby Samsung udostępnił jakąś poprawkę mającą na celu poprawienie czasu działania, ale nadal coś jest nie tak, więc należy się uzbroić w cierpliwość...
Dodatkowe informacje o testach akumulatora
Test surfowania przez Wi-Fi: specjalny skrypt automatycznie ładuje kolejne strony internetowe, aż telefon się rozładuje. Ekran każdego smartfona ma jasność ustawioną na 100 nt.
Test akumulatora GFXBench: test w programie GFXBench 3.0. Narzędzie to zapętla intensywną scenę 3D, mającą symulować wymagającą grę. Jasność ekranu jest ustawiona na 300 nt, w tle są synchronizowane dane przez sieć komórkową. Test ma w założeniu pokazywać, ile czasu można grać na danym smartfonie w słoneczny dzień. Niestety, jeśli układ graficzny jest „zbyt wydajny” i może zapewnić stałe 60 kl./sek. w wyświetlanej scenie, może to zawyżyć wyniki testu.
Test akumulatora BaseMark OS II: test mocno obciąża procesor obliczeniami. Jasność ekranu jest ustawiona na 300 nt, w tle są synchronizowane dane przez sieć komórkową. Wynik może zostać zawyżony, gdy smartfon się przegrzewa i spowalnia taktowanie procesora, co zmniejsza jego zapotrzebowanie na energię.
Nowy aparat z optyczną stabilizacją
Samsung niemal od zawsze dba o jakość aparatów montowanych w najważniejszych smartfonach, lecz od pewnego czasu trochę narzekaliśmy na brak optycznej stabilizacji, mocno przeciętną jakość zdjęć nocnych i kiepskie mikrofony (ten ostatni zarzut padał bardziej w kontekście filmowania). Galaxy Note 4 przynosi ważne zmiany pod tymi względami i mamy nadzieję, że prędzej czy później trafią one także do innych modeli tego producenta.
Mogłoby się wydawać, że aparat Galaxy Note 4 jest jakąś pochodną aparatu z Galaxy S5, podczas gdy w istocie łączy je tylko podobna rozdzielczość i proporcje matrycy (16 : 9). Producentem sensora jest Sony (IMX240), a nie Samsung, co oznacza inny wygląd zdjęć (brakuje techniki Isocell), zupełnie inny efekt HDR oraz to, że autofokus nie jest wspierany przez mechanizm detekcji fazy. Do tego dochodzą optyczna stabilizacja obrazu i kilka istotnych różnic w oprogramowaniu. Tak, to naprawdę zupełnie inny aparat i pod wieloma względami lepszy.
Oprogramowanie w końcu ma pewną funkcję, na którą czekaliśmy wyjątkowo długo: teraz dłuższe przytrzymanie palca w wybranym miejscu kadru sprawia, że jest na nim ustawiana ekspozycja, co znacznie ułatwia właściwe naświetlenie zdjęcia. Nareszcie! Poza tym – jak to w Samsungach, czyli dobrze. Jest zestaw zaawansowanych ustawień, możliwość określenia, jakie przyciski i przełączniki mają być pod ręką, lista filtrów, podgląd HDR na żywo i tak dalej. Niestety, wyraźnie widać, że aparat działa trochę wolniej niż w Galaxy S5, ale to jedyne, co zmieniło się na gorsze.
Właściwie niemalże jedyne, bo efekt działania HDR jest mniej ciekawy i użyteczny niż w przypadku Galaxy Alpha i Galaxy S5, głównie przez gorzej wyglądające kolory i mniejszą liczbę detali odzyskanych z prześwietlonych części kadru. Jakość obrazu w dobrym oświetleniu jest trochę inna. Inna, bo trudno powiedzieć, czy lepsza czy może gorsza. Galaxy Note 4 daje bardzo ostre zdjęcia, ale widać w nich większe szumy i drobne artefakty, efekt uboczny agresywnego programowego wyostrzania. Każdy musi sam ocenić, która charakterystyka bardziej mu odpowiada.
Za to w gorszym oświetleniu w ogóle nie ma czego porównywać. Optyczna stabilizacja robi ogromną różnicę: nawet przy bardzo małej ilości światła można bez problemu uzyskać dobrze naświetloną i nieporuszoną fotografię. Powyżej ISO 400 włącza się automatyczny tryb nocny, wydłużający czas wykonywania zdjęcia. Na szczęście daje satysfakcjonujące rezultaty i działa szybciej niż w innych smartfonach Samsunga, więc tym razem bardziej pomaga, niż przeszkadza. Ogólnie jakość zdjęć dziennych nie różni się mocno od tego, co zapewnia Galaxy S5, lecz Galaxy Note 4 jest po prostu znacznie bardziej uniwersalny i nadaje się do fotografowania w najróżniejszych sytuacjach, co w ostatecznym rozrachunku sprawia, że w roli aparatu jest lepszy i w ogóle należy do najlepszych smartfonów pod tym względem. Brawo!
Odrobinę uwagi poświęcono też przedniemu aparatowi, który ma matrycę o rozdzielczości 3,7 MP. Wartość ta brzmi dziwnie, dopóki człowiek nie zobaczy, że za tą liczbą stoi rozdzielczość 2560 × 1440 (można w niej nawet nagrać wideo), czyli dokładnie taka, jaką zapewnia ekran tego phabletu. Prawda, że teraz ma to sens? Bardzo jasny obiektyw o przysłonie f/1,9 i tryb HDR pozwalają robić dobrej jakości zdjęcia w różnych warunkach. Jest jeszcze tryb panoramy, na wypadek gdyby ktoś chciał się sfotografować w rzędzie z całą drużyną piłkarską. Krótko mówiąc, duży postęp w stosunku do Galaxy Note 3.
Przykładowe zdjęcia
Przykładowe zdjęcia HDR
Przykładowe zdjęcia nocne
Stabilizowana kamera 4K
Optyczna stabilizacja jest bardzo przydatna w fotografii, ale jeszcze większą różnicę robi podczas filmowania. Tego dodatku bardzo brakowało nam w Galaxy S5, który zachwyca wysoką jakością wideo, lecz psuje rezultat widocznymi cały czas drganiami. W nagraniach wykonanych Galaxy Note 4 takie drgania już nie występują. W rozdzielczości 1080p jest nawet wykorzystywane rozwiązanie hybrydowe, łączące stabilizację mechaniczną i cyfrową, co jeszcze bardziej wygładza klipy. Przy okazji poprawiono jakość rejestrowanego dźwięku, choć nadal nie jest to poziom Lumii 1520/930.
Innymi słowy, tryb wideo w najnowszym phablecie Samsunga robi wrażenie. Klipy 4K mają bardzo wysoką jakość, cyfrowy zoom (szczególnie w rozdzielczości Full HD) jest używalny, nic się nie przegrzewa, nie są gubione klatki, szumy są trzymane w ryzach zaskakująco skutecznie i po prostu niewiele jest rzeczy, które można by poprawić.
Mówiąc dokładniej, są to cztery trochę irytujące drobiazgi. Po pierwsze, bardzo słaby tryb spowalniania nagrań. Apple i Sony pokazują, jak takie rzeczy się robi, i nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by inżynierowie Samsunga zerknęli w tamtą stronę. Drugi niuans to działanie ciągłego autofokusu w czasie filmowania. Ma on ustawioną dość dużą minimalną odległość ostrzenia, czyli aby coś nagrać z bliska, trzeba ustawić ostrość ręcznie za pomocą funkcji dotykowych, bo automatyka sobie z tym nie radzi. Po trzecie, brakuje nam jakiegokolwiek sposobu na zmianę ekspozycji na bieżąco. Po czwarte, pojedynczy klip 4K nie może trwać dłużej niż 5 minut. Jak widać, nie są to wielkie niedogodności i nie psują bardzo dobrego całokształtu.
Przykładowe nagrania 4K
Przykładowe nagrania Full HD
Przykładowe nagrania Full HD HDR
Snapdragon 805 (prawie) w akcji
Samsung Galaxy Note 4 to pierwszy na naszym rynku sprzęt z procesorem Qualcomm Snapdragon 805. Już jego nazwa wskazuje, że w praktyce jest to lekko poprawiona wersja popularnych Snapdragonów 800 i 801. Różnice? Trochę szybsze taktowanie procesora (do 2,7 GHz) i nowy, wyraźnie wydajniejszy zintegrowany układ graficzny o nazwie Adreno 420. Co ciekawe, testy pokazują, że GPU jest mniej więcej o tyle wydajniejszy od swojego poprzednika, o ile zapotrzebowanie na moc obliczeniową sprzętu z ekranem QHD jest większe od zapotrzebowania sprzętu ze standardowym ekranem Full HD. Mówiąc prościej, dzięki zastosowaniu Snapdragona 805 Samsung Galaxy Note 4 powinien w grach zapewniać płynność porównywalną z osiągami Samsunga Galaxy S5, pomimo znacznie większej liczby pikseli do obsłużenia. Tyle teorii.
W praktyce jest trochę mniej ciekawie, bo Galaxy Note 4 dołącza do niechlubnego grona smartfonów, które nie umieją utrzymać swoich maksymalnych osiągów przez dłuższy czas. Po kilku minutach intensywnego grania w wymagającą grę 3D trzeba się liczyć ze stratą około 30% wydajności układu graficznego, a w skrajnych przypadkach – nawet ponad 50%. Dlatego, choć GPU tego phabletu teoretycznie ma moc obliczeniową porównywalną z możliwościami GPU iPhone'a 6 Plus, w praktyce nawet mu do pięt nie dorasta. Procesor także utrzymuje maksymalne taktowanie zaledwie przez kilkadziesiąt sekund, później zaś spowalnia ono do około 1,2 GHz, a czasem nawet do 300 MHz. Gdy nastąpi to ostatnie, wyraźnie widać, że sprzęt ma problem z utrzymaniem płynności interfejsu systemu, który zaczyna być wyświetlany z szybkością kilkunastu klatek na sekundę. Więc w praktyce jest to bardziej procesor taktowany z częstotliwością 1,2 GHz, który na krótko może przyspieszać do 2,7 GHz (na przykład na czas ładowania stron internetowych), a w razie nadmiernego wzrostu temperatury spowalniać do 300 MHz, niż czterordzeniowiec taktowany z częstotliwością 2,7 GHz ;)
Opisane zjawiska nie będą przeszkadzać wszystkim i większość osób zapewne nawet ich nie zauważy, bo w czasie typowego użytkowania nie ma to większego wpływu na wygodę użytkowania (choć bardzo nas zastanawia, jak Galaxy Note 4 będzie działać w upalne lato), ale my nie możemy machnąć na to ręką. Tym bardziej że niektórzy producenci umieją zadbać o to, aby ich sprzęt funkcjonował zawsze zgodnie z tym, co obiecują napisy na opakowaniu.
Jest jeszcze jeden niuans, a nazywa się TouchWiz. To stały adresat naszych zażaleń w testach smartfonów Samsunga. Bez wątpienia nowsza wersja tej nakładki działa w Galaxy Note 4 lepiej i płynniej, niż jej pierwsze wersje w Galaxy S5. Jednak nadal jest co poprawiać. Są miejsca i sytuacje, w których niemal zawsze sprzęt, zamiast natychmiast reagować na polecenia użytkownika, każe czekać 1–4 sek., co psuje ogólne wrażenie. Inny przykład: chociaż zastosowano jeden z najlepszych dostępnych nośników systemowych, w czasie instalowania i aktualizowania czegoś w tle system działa zauważalnie powolniej niż choćby w niedawno testowanej przez nas Motoroli Moto X. No nic, może kiedyś się uda i może Android 5.0 będzie lekarstwem na pozostałe bolączki tej nakładki systemowej...
Podsumowanie
Samsung Galaxy Note 4 to pokaz możliwości Samsunga. Pewnego rodzaju worek, do którego firma wrzuciła wszystko to, co ma najlepszego. Do tego ma on solidniejszą i lepiej zaprojektowaną obudowę niż jakikolwiek z wcześniejszych członków tej rodziny. Po zakończeniu testów jesteśmy pod wrażeniem tego, o jak wielu elementach tego phabletu możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że są niemal idealne i bezkonkurencyjne. Nowy ekran, nowy aparat, nowa kamera, poprawione piórko oraz jeszcze bardziej rozbudowane i przydatne funkcje związane z produktywnością są tak dobre, że przez następne miesiące w wielu artykułach o kolejnych phabletach zapewne będziemy pisać coś w rodzaju: „dobre, ale nie aż tak dobre jak w Galaxy Note 4”.
Jedyne, czego brakuje w tej imponującej technicznej mieszance wybuchowej, to kilka końcowych szlifów. Na przykład oprogramowanie, będące jedną z największych zalet Galaxy Note 4, paradoksalnie jest też jedną z jego największych wad. Trudno nam się przyzwyczaić do tego, że czasem trzeba czekać kilka sekund na to, aby sprzęt zareagował na jakieś podstawowe polecenie, czy do tego, że aby dotrwać do wieczora bez użycia ładowarki, trzeba naprawdę uważać na to, co się robi, bo jakieś procesy działające w tle stale i szybko zjadają kolejne cenne miliamperogodziny. No i jest jeszcze kwestia procesora, który w praktyce działa nieporównanie wolniej, niż producent zapewnia na opakowaniu, ale to akurat jest przypadłość większości współczesnych „flagowców” i jakoś nas nie dziwi, że również phablet Samsunga jest nią dotknięty.
Zatem kupować czy nie kupować? Samsung Galaxy Note 4 nie jest idealny, ale do ideału brakuje mu bardzo niewiele. Wygląda na to, że phabletowa rzeczywistość na razie będzie wyglądać dokładnie tak samo jak przez ostatnie cztery lata: wszyscy będą projektować gadżety tego typu, lecz ten najbardziej zaawansowany i będący punktem odniesienia dla reszty będzie miał logo Samsunga, i to nawet po tym, jak do wyścigu dołączył Apple. Oczywiście, nie dla każdego jest to najlepszy wybór. Niektórzy mogą preferować większą Lumię 1520 (głównie ze względu na czas działania), iPhone'a 6 Plus (bo nie potrzebują piórka i tych wszystkich dodatkowych funkcji, a lubią mobilne gry), a nawet Huawei Ascend Mate7 (ze względu na jego wygląd i nadzwyczajnie wąskie ramki). Jednak z punktu widzenia większości osób rozglądających się za porządną dużą słuchawką – szczególnie jeśli ma ona być narzędziem pracy – Galaxy Note 4 jest bezkonkurencyjny. Czyli polecamy, z zastrzeżeniem, że na razie warto się wstrzymać z zakupem i poczekać, aż programiści Samsunga doprowadzą oprogramowanie swojego sprzętu do poziomu, który powinno reprezentować od samego początku.
Do testów dostarczył: Samsung
Cena w dniu publikacji (z VAT): 2999 zł