Bo najważniejszy jest trening!
Jeszcze do niedawna bijatyki były domeną konsol, a gracze pecetowi mogli jedynie z zazdrością spoglądać na kolejne tytuły, które omijały ich platformę. Początkowo było tak również z grą Mortal Kombat, wydaną na PlayStation 3 i Xboxa 360 w 2011 roku. Raczej nikt się nie spodziewał, że dwa lata później wydawca przeniesie ją na pecety, a sprzedaż będzie na tyle dobra, że następna część serii trafi na wszystkie platformy w tym samym czasie. Mortal Kombat X pojawił się w wersjach na PC, PlayStation 4 i Xboxa One 14 kwietnia i od razu zdobył uznanie graczy i recenzentów. Po kilkunastu godzinach obcowania z nowością musimy stwierdzić, że są ku temu podstawy. Co najważniejsze, powodów jest naprawdę dużo, choć nie zapowiadało się na to od samego początku.
Recenzje gier zwykle rozpoczynamy od opisu trybu fabularnego, ale w przypadku bijatyki nie jest to dobre wyjście. Gracz nie powinien od razu przechodzić do poznawania historii, bo łatwo się od Mortal Kombat X boleśnie odbić. Może co prawda uruchomić grę na najniższym poziomie trudności i bez namysłu katować przyciski, ale raczej nie będzie miał z tego zbyt wiele frajdy. Pierwsze kroki powinien skierować do modułu treningowego i tam spróbować ukończyć samouczek. Jak pokazują wypowiedzi graczy, nie jest to wcale proste i przy niektórych kombinacjach możecie się sporo namęczyć, nim zostaną zaliczone. Przede wszystkim jednak nauczycie się, jak kontrować przeciwnika oraz jak unikać jego ciosów. Oczywiście, w Mortal Kombat X atak jest ważny, ale bez dobrej obrony, umiejętności przerwania serii ciosów i sprawnego wykorzystywania elementów środowiska nawet poziom średni może być wyzwaniem.
W module treningowym poza wspomnianym samouczkiem jest dostępna opcja przećwiczenia słynnych dla serii ciosów kończących, Fatality. Każda postać ma do dyspozycji dwie takie kombinacje, a żeby którąś z nich aktywować, trzeba użyć odpowiedniej sekwencji przycisków i być w odpowiedniej odległości od celu. Niektóre kombinacje prowadzące do Fatality są bajecznie proste, w przypadku innych trzeba się trochę wysilić, ale raczej każdy sobie z tym poradzi. Sekwencję warto zapamiętać, choć równie dobrze można przywołać poradnik z uderzeniami podczas starcia (oczywiście, wyłącznie w trybie jednoosobowym). Można też stoczyć walkę treningową, by wypróbować w praktyce nowo nabyte umiejętności. Warto poświęcić na to trochę czasu, nawet walcząc przeciwko biernej sztucznej inteligencji, by przyswoić sobie ciosy danej postaci. Trzeba w tym miejscu nadmienić, że sekwencja wciśnięć prowadząca do wykonania ruchu specjalnego w przypadku większości postaci jest taka sama. Cała reszta też nie powinna sprawiać zbyt dużych trudności.
Zaskakująco ciekawa kampania
Po uporaniu się z modułem treningowym naprawdę warto przejść do trybu fabularnego, który naszym zdaniem jest zaskakująco dobry. Ludzki wymiar ponownie jest atakowany, ale tym razem nie uczestniczymy w żadnym turnieju, a po prostu toczymy kolejne walki z napotykanymi wrogami. Twórcy podzielili kampanię na części, a każdą przypisali konkretnej osobie. Wydaje się to spójne i całkiem dobrze zaprojektowane. Płynnie przechodzimy od przerywnika filmowego do walki, od czasu do czasu pojawiają się też proste sekwencje QTE. Trochę szkoda, że nie zastosowano tutaj prostych minigier znanych z Injustice: Gods Among Us, które na dodatek wpływały na przebieg przyszłej potyczki.
Postacie, którymi sterujemy w kampanii, to przede wszystkim obrońcy naszego świata, ale zdarzy się Wam wcielić także w te złe. Wszystko jest na szczęście podparte scenariuszem, choć nie mogło też zabraknąć sytuacji zabawnych, czy wręcz nielogicznych. W porównaniu jednak z poprzednią częścią serii oraz wspomnianą Injustice pod tym względem jest naprawdę o wiele lepiej.
Mortal Kombat X wprowadza do serii wielu nowych bohaterów, którzy na dodatek odgrywają w grze kluczową rolę. Niezwykle ważny dla przebiegu fabuły jest zespół, który tworzą cztery postacie spokrewnione z tymi ze wcześniejszych części serii. W jego skład wchodzą: Cassie Cage – córka Johnny’ego Cage’a i Sonyi Blade, Jaquie Briggs – córka Jaxa, a także Kung Jin, kuzyn Kung Lao, i Takeda, syn Kenshiego. Bardzo starano się przedstawić relacje panujące pomiędzy nimi, ponadto w grze znalazł się obszerny wątek rodzinny państwa Cage’ów. Twórcy sprawnie operują retrospekcjami, które tłumaczą najważniejsze wątki oraz ujawniają motywację i plany konkretnego bohatera.
Ukończenie kampanii zajęło nam 5–6 godzin. Oczywiście, wszystko zależy od umiejętności gracza oraz liczby powtórzonych starć. Co ważne, gra nie zmusza do kilkukrotnego podchodzenia do jednej walki: jeśli gracz jest słabszy lub po prostu nie odpowiada mu dany przeciwnik, może pominąć potyczkę. Dzięki temu zbyt trudny etap nie powoduje frustracji. Z drugiej strony podczas całej rozgrywki natrafiliśmy tylko na dwie sytuacje, w których musieliśmy powtarzać walkę: gdy stanęliśmy naprzeciw Ermaca i w trakcie finałowego starcia.
Ukończenie trybu fabularnego to nie tylko kilka osiągnięć, ale też odblokowanie postaci Shinnoka oraz kilku elementów dodatkowych, takich jak grafiki koncepcyjne, utwory muzyczne i części służące do stworzenia karty walki postaci. Te ostatnie umożliwiają zdobywanie bonusów za wygrane potyczki lub wykonanie konkretnej czynności.
Trybów ci u nas dostatek
Studio NetherRealm przygotowało sporo atrakcji zarówno dla samotnego gracza, jak i tych, którzy uwielbiają współzawodnictwo z żywym przeciwnikiem. W trybie jednoosobowym można przejść do modułu „Wieże”, znanego już z wcześniejszych części serii. Jest tam dostępnych kilka kategorii zapewniających dalsze opcje. W trybie „Wieże tradycyjne” znalazło się parę konkurencji różniących się od siebie regułami. Można stoczyć 10 standardowych walk i piąć się w ten sposób ku szczytowi wieży. Jest też tryb, w którym nowi przeciwnicy napływają dopóty, dopóki postaci nie skończy się pasek zdrowia. „Sprawdzian szczęścia” testuje elastyczność gracza: wrogowie są losowani z nieznanym mu przed walką modyfikatorem, dzięki czemu każde starcie jest inne. „Sprawdzian siły” testuje zaś szybkość przyciskania guzików pada. Celem jest zniszczenie w określonym czasie 10 kolejnych przedmiotów. Można też wziąć udział w konkurencji „Przetrwanie”, w której pasek zdrowia nie odtwarza się pomiędzy rundami, ale może zostać uzupełniony w formie premii za dobrą walkę. A kogo nudzi tradycyjna rozgrywka, ten może uruchomić moduł „Żyjące wieże”, który odróżnia się od klasycznych trybów tym, że reguły walki mogą się z czasem zmieniać. Raz postać zadaje ogromne obrażenia przy przewrotach, a jej szybkość jest wyraźnie zwiększona, innym razem ekran obraca się o 180 stopni, a przyciski służące do wykonywania konkretnych akcji zostają zamienione miejscami. Możecie być naprawdę zaskoczeni tym, co przygotowali twórcy.
Nie zabrakło też tradycyjnego pojedynku, kiedy to sami wybieramy postacie i arenę, na której rozegra się starcie. Ostatnią opcją jest „Sprawdzian szczęścia”, który jest właściwie taki sam jak w trybie „Wieża”. Zamiast kilku walk mamy jedną, ponadto sami możemy wybrać liczbę modyfikacji mających wpływ na rozgrywkę. Reszta elementów jest wspólna z typowym pojedynkiem.
Jeśli znajdzie się partner do gry przy jednym monitorze, z pewnością warto będzie przyjrzeć się opcji „Dwaj gracze”. Kryją się pod nią standardowe starcia, „Sprawdzian szczęścia”, „Sprawdzian siły” (analogiczne do opisanych wyżej) i walka niestandardowa, w której sami ustalamy zasady, m.in. przez dobór modyfikatorów. Najważniejsze są jednak pojedynki, kwintesencja serii Mortal Kombat. Wyszukiwanie przeciwników przebiega całkiem sprawnie, zawsze można też zapukać do jednej z grup i tam poszukać wyzwania.
Ładowanie meczu trwa stosunkowo krótko, nie natrafiliśmy też na zbyt duże opóźnienia. Niestety, jak to w przypadku takich gier bywa, wielu rezygnuje z walki, gdy widzą, jaką druga strona ma przewagę. Sami doświadczyliśmy tego kilkukrotnie, zwykle po pierwszej gładko wygranej rundzie. Widać też, że sporo osób wybiera tryb dla wielu graczy kompletnie bez przygotowania, przez co nie umieją wybrnąć z sytuacji, w której przeciwnik wyprowadza jedną kombinację ciosów za drugą. Opuszczenie rozgrywki automatycznie oznacza przegraną, co oznacza dla zwycięzcy wszystkie bonusy, jakie można zyskać za ukończoną walkę.
Następny tryb to „Frakcje”. Każdy gracz wybiera frakcję na samym początku zabawy. To dla niej zdobywa punkty doświadczenia, dzięki którym może ona rywalizować z innymi. Zawsze można zmienić frakcję na inną. Każdy otrzymuje zadania związane z daną stroną konfliktu. Dostępne są m.in. specjalne wieże i walka z bossem, w której chodzi o to, by pozbawić go jak największej liczby punktów zdrowia. Codziennie pojawiają się też wyzwania. Sposobów, by stworzyć ze swojej frakcji prawdziwego lidera, jest sporo, a punkciki ciułamy powoli, dosłownie za każdym razem, gdy coś robimy.
Za wygrane i przegrane walki otrzymujemy wspomniane punkty doświadczenia i monety. To, ile ich przybędzie, zależy od wielu czynników, m.in. od liczby wykonanych combosów, liczby punktów zdrowia w danej rundzie i zastosowania Fatality. Punkty doświadczenia pozwalają awansować na kolejne poziomy i wzmacniać frakcję. Dużo ciekawsze wydaje się jednak wykorzystanie waluty, z czym łączy się bardzo interesujący tryb „Krypta”. Gra przenosi nas na cmentarz pełen nagrobków i ukrytych przejść. Poruszanie się po nim przypomina system znany z takich gier, jak Might and Magic i Legend of Grimrock. Pokonujemy kolejne korytarze, od czasu do czasu natrafiając na nieprzyjazną istotę. Głównym zadaniem jest jednak eksploracja, a nie walka. Wyszukujemy przedmioty niezbędne do tego, by można było pójść dalej, przy okazji wydając zarobione podczas wcześniejszych rozgrywek pieniądze na różne elementy dostępne do odblokowania. Wśród nich są alternatywne sekwencje Fatality (standardowo odblokowana jest tylko jedna), szkice koncepcyjne, muzyka z gry, nowe skórki dla postaci oraz niewspomniane dotąd Brutality. Te ostatnie to specjalne ciosy kończące, które można wyprowadzić bezpośrednio w trakcie walki. Oczywiście, trzeba spełnić kilka warunków, które do chwili odblokowania (przez wykupienie za walutę) nie są znane. Brutality kończy rundę przez natychmiastowe zabicie przeciwnika.
Wygląda ładnie i brzmi dobrze
Było już o trybach gry, było o fabule, czas więc na areny walk. W grze jest obecnie 13 miejsc, w których można toczyć boje, wśród nich standardowa arena treningowa. Każda z plansz ma elementy interaktywne, dzięki którym można na przykład szybko przemieścić się z jednego obszaru do innego czy zadać przeciwnikowi spore obrażenia. Niektóre są całkiem zabawne – w końcu nieczęsto możemy rzucić w kogoś staruszką czy modlącym się mnichem. (Dodajmy, że elementy interaktywne można wyłączyć). Szczegółowość poszczególnych miejsc jest bardzo duża. Wszystko wygląda schludnie, areny wręcz żyją. Komu znudzi się wygląd danej planszy, ten może (po odblokowaniu takiej opcji) wybrać jej alternatywną wersję. Bardzo prawdopodobne, że nowe mapy pojawią się w dodatkach, podobnie jak nowi bohaterowie.
Mortal Kombat X wygląda o wiele lepiej od poprzedniej części. O dziwo, widać to przede wszystkim w przerywnikach filmowych, które w Mortal Kombat (9) robiły po prostu fatalne wrażenie. Tym razem twórcy dopracowali wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Podoba nam się jakość efektów cząsteczkowych, wygląd większości tekstur oraz nie najgorsze oświetlenie. Wygładzanie krawędzi działa stosunkowo dobrze i nie trzeba oglądać „schodków”. Całość można podsumować słowami: dobrze wykonana robota, choć bez fajerwerków.
Gracze pecetowi dostają do ręki kilka ustawień graficznych, spośród których najważniejsze to jakość tekstur, jakość cieni, poziom filtrowania anizotropowego, tryb wygładzania krawędzi (wybór jest pomiędzy wyłączonym a FXAA). Nieco głębiej zaszyte są opcje zaawansowane, które pozwalają określić, czy okluzja otoczenia oraz rozmycie mają być aktywne, a także ustawić gęstość cząsteczek. Jak na typowo konsolowy „port”, nie jest więc najgorzej, ale zarazem przydałoby się jeszcze kilka innych opcji.
Większych zarzutów co do oprawy audio nie mamy, może wyjąwszy ścieżkę dźwiękową, która choć nie jest zła, nie zapada w pamięci. Ot, solidna, rzemieślnicza robota. Dużo lepsze wrażenie robią głosy aktorów. Ich kwestie brzmią naturalnie i pasują do postaci. Każdy wie, czego może się spodziewać po Johnnym Cage’u, czy Raidenie, i właśnie to dostaje. Przetłumaczono jedynie menu i napisy, więc nie musicie się obawiać, że Mortal Kombat X został skalany polskim dubbingiem. W tym przypadku byłaby to prawdziwa zbrodnia.
Galeria
A gra się w to świetnie!
Przejdźmy teraz do najważniejszego, a więc samej rozgrywki. Od razu musimy zaznaczyć, że gra jest wręcz stworzona do pada. Istnieje co prawda opcja gry na klawiaturze, ale naszym zdaniem trzeba być prawdziwym masochistą, by z niej skorzystać. Z reguły osoby kupujące bijatyki na PC o tym wiedzą, ale zawsze warto to przypomnieć. Gra bez problemu współpracuje z padami od Xboxa 360 i Xboxa One. Kto ma w domu DualShocka 4, a więc kontroler do PlayStation, może go użyć, choć wyświetlane na ekranie oznaczenia przycisków nie zostały do niego dostosowane (zamiast trójkąta będzie standardowy Y itd.). Nie będzie to zbyt dużym utrudnieniem dla kogoś, kto pamięta, jak wyglądają pady do Xboxów, bo wtedy przestawienie się jest praktycznie bezbolesne. O ile można z powodzeniem grać z użyciem kontrolera od X360 lub XONE, to naszym zdaniem najlepiej w swojej roli sprawdza się właśnie DualShock 4, a to przez rozdzielony „krzyżak”. Niby można wykorzystywać gałki analogowe, ale przez ich czułość nie zawsze udaje się wykonać dokładnie taką kombinację, jaką zamierzało się wykonać. Wiele ciosów wymaga idealnego podania kierunku, czasem w dłuższej sekwencji, przez co właśnie „krzyżak” sprawuje się najlepiej.
Jednak sterowanie postaciami nie sprowadza się tylko do opanowania konfiguracji przycisków i sprawności w ich wciskaniu. Poszczególne postacie odczuwalnie się różnią, a do wyprowadzenia ciosów niezbędne jest odpowiednie wyczucie czasu. Wszystkie informacje na ten temat znajdują się w opisach uderzeń, do których można zajrzeć podczas walki. Na ekranie wyświetlanych jest kilka pasków stanu, na czele z tym najważniejszym, przedstawiającym żywotność. Bezpośrednio pod nim znalazł się ten, który pokazuje wytrzymałość. Jest ona przydatna m.in. do biegania czy korzystania z elementów środowiska, przy czym pasek automatycznie regeneruje się po kilku sekundach. Jest też trzeci, u dołu ekranu, podzielony na trzy części. Wypełnienie jednego pola pozwala wyprowadzić wzmocniony cios, drugiego – przerwać atak przeciwnika, a trzeciego – aktywować X-Ray (w polskiej wersji nazwany prześwietleniem). Ważne jest, by umiejętnie korzystać z możliwości, jakie daje.
Wspominaliśmy już, że w grze nie brakuje postaci, zarówno nowych, jak i dobrze znanych. Żeby było ciekawiej, twórcy przygotowali trzy wersje każdej z nich, różniące się dostępnymi akcesoriami, a przede wszystkim ciosami. Trzeba wybrać, czy Scorpion ma rzucać kulę ognia czy mieć na wyposażeniu miecze. To zmusza, by dobrać odpowiednią taktykę, i zapewnia, że nawet walki toczone pomiędzy dwoma tymi samymi postaciami, które różnią się kilkoma niuansami, będą ciekawe. Duże brawa za pomysł.
Do ideału jednak trochę brakuje
Nie wszystko jednak jest w tej grze idealne, choć wad nie ma zbyt wiele. Widać wyraźnie, że Mortal Kombat X został stworzony jako baza dla gigantycznej liczby dodatków. Już teraz wiadomo, że będzie ich sporo, od skórek postaci po samych zawodników. Nie byłoby może w tym nic złego, gdyby nie to, że studio NetherRealm po prostu zablokowało wybranych bohaterów znajdujących się już w kodzie gry, by sprzedać więcej rozszerzeń. Tak jest choćby z Baraką, Sindel i Rainem, którzy zostali odblokowani przez modderów. Zagranie to jest naszym zdaniem nie fair w stosunku do nabywców, ale to nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, gdy wydawca i twórcy podejmują taką decyzję.
Wielu graczy źle wspomina dzień, w którym Mortal Kombat X trafił do sprzedaży. W cyfrowej wersji pobieranej ze Steama twórcy wykorzystali mechanizm, dzięki któremu, by uruchomić grę, wystarczyło pobrać 3 GB danych. Kolejne paczki były pobierane jako DLC i instalowane na bieżąco. Problem w tym, że raczej nie przemyślano kolejności aktualizacji. Na przykład grę da się uruchomić, ale przez pewien czas dostępny będzie jedynie samouczek. Dalsze paczki instalacyjne wprowadzają do gry postacie, lecz prawdopodobnie dopiero wraz z 12. lub 13. (tak twierdzą użytkownicy platformy Steam) pojawia się pierwsza mapa. Tak więc mamy gotową do uruchomienia grę, w którą i tak nie możemy zagrać, dopóki nie zainstalujemy połowy udostępnionych paczek. To dlatego Mortal Kombat X otrzymał miano symulatora menu i początkowo zbierał istne baty od społeczności graczy. Na szczęście pełna wersja gry zmazała tę plamę.
Kończąc temat problemów, nie można, niestety, pominąć działania usług sieciowych. Co prawda nie jest pod tym względem jakoś szczególnie źle, ale czasem serwery Warner Bros. po prostu nie odpowiadają, przez co moduł „Frakcji” nie działa wcale lub niedostępne są niektóre jego elementy. Walki w sieci z kolei przebiegają sprawnie, czasem jednak trzeba trochę poczekać, zanim system dobierze odpowiedniego przeciwnika.
Podsumowanie
Mortal Kombat X to jedna z najlepszych w ostatnich latach gier z gatunku bijatyk. To dopracowany produkt, wypełniony po brzegi zawartością, która daje sporo frajdy. Walki są dynamiczne, cały czas coś się na ekranie dzieje, sterowanie zaprojektowano bardzo dobrze i, co ważne, zbalansowanie postaci wydaje się odpowiednie. Studio NetherRealm zapowiadało, że chce stworzyć grę, która będzie się nadawać na turnieje, i wygląda na to, że to się udało. Wyciągnięto więc wnioski z błędów popełnionych w poprzedniej części serii.
Podoba nam się praktycznie każdy element Iksa. Mortal Kombat X oferuje coś zarówno samotnym wilkom, jak i tym, którzy uwielbiają potyczki z innymi graczami. Świetnie rozwiązano system zdobywania doświadczenia i pieniędzy, a minigra „Krypta” jest ciekawą odskocznią od krwawych walk. Elementy dostępne do odblokowania motywują do dalszej zabawy, bo wprowadzają element nagrody za wysiłek, jaki trzeba włożyć w opanowanie rozgrywki.
Gra czerpie garściami z tradycji serii, jest niesamowicie krwawa i nie utraciła w żadnym stopniu ducha Mortal Kombat. Ciosy wyglądają soczyście, mają odpowiednią moc, a wykonanie udanej kombinacji daje ogromną satysfakcję, podobnie zresztą jak przedwczesne zakończenie walki przez Brutality lub pozbawienie przeciwnika życia sekwencją Fatality. Co naprawdę zaskakuje, gra ma bardzo fajny tryb fabularny. Wprawdzie znalazło się w nim, a jakże, kilka większych lub mniejszych idiotyzmów, jednak całość chłonie się z przyjemnością.
Naszym zdaniem Mortal Kombat X w wersji PC zasługuje na rekomendację. Jest wart swojej ceny. Po kilku godzinach treningu ogromna frajda z rozprawiania się z kolejnymi przeciwnikami gwarantowana. Byle nie grać za pomocą klawiatury.