Najnowszy odcinek sagi, zatytułowany Halo 5: Guardians, kontynuuje wątki z tzw. drugiej trylogii Halo, rozpoczętej w części czwartej. Jednak twórcy gry, firma 343 Industries, postanowili nie tylko przedstawić nowy rozdział w historii służby wojskowej Master Chiefa. Dość zasadniczo zmienili także sposób pokazania wydarzeń i uwspółcześnili tryb wieloosobowy tak, by mógł rywalizować pod względem widowiskowości z najpopularniejszymi e-sportowymi strzelaninami. Zanim jednak przejdę do opisu zmian i opinii na ich temat, skupię się na fabule, która już od samego początku wciąga nas w wir wydarzeń. Oto okazuje się, że Cortanie, czyli sztucznej inteligencji wspomagającej wcześniej Master Chiefa w jego działaniach, udało się przeżyć i wzywa ona teraz przyjaciela, by ten ją odnalazł. Master Chief, usłyszawszy to wołanie w trakcie jednej z rutynowych misji, odmawia wykonania rozkazu powrotu do bazy i rusza na poszukiwania wraz z trzema pozostałymi członkami oddziału Niebieskich.

W związku z tym dowództwo postanawia wysłać ich śladem następny czteroosobowy oddział Ozyrys, którego zadaniem jest wytropienie dezerterów i sprowadzenie ich z powrotem. Jest to idealny pretekst do przedstawienia graczom drugiego protagonisty: ciemnoskórego Locke’a, w którego będziemy wcielać się przez zdecydowaną większość gry. Licząc dokładnie, oddziałem Ozyrys dowodzimy w 12 z 15 misji kampanii fabularnej.