Kiedyś zakup telefonu komórkowego był, paradoksalnie, znacznie łatwiejszy niż teraz. Sprzęt miał dzwonić, wysyłać SMS-y i się podobać. Niektórzy woleli modele z klapką, inni – bez, ale wybór był względnie prosty. Sprawa zaczęła się komplikować, gdy w telefonach pojawiły się aparaty fotograficzne, kolorowe wyświetlacze i możliwość instalowania prostych aplikacji i gier napisanych w języku JAVA, co dawało namiastkę kieszonkowego komputera. W międzyczasie wśród trochę bardziej zorientowanych i... bogatszych użytkowników poruszenie wywoływały pierwsze Nokie Communicatory, Nokie z Symbianem i urządzenia z Windows Mobile (a niektórzy nawet słyszeli o BlackBerry, choć moda na „jeżynki” praktycznie ominęła Polskę). Jednak ich ceny, specyfika i koszty związane z mobilnym surfowaniem po internecie powodowały, że był to sprzęt dla „wybranych”.

W ciągu ostatnich kilku lat sytuacja się zmieniła, na przykład powstał pierwszy iPhone, który co prawda nie umiał wysyłać i odbierać wiadomości MMS, był pozbawiony modemu 3G i nie pozwalał ustawić utworu jako dzwonka (z tych i wielu innych powodów zwolennicy Windows Mobile patrzyli na twór Apple z politowaniem), lecz spowodował, że „zwykli” ludzie (choć nadal dość zamożni) zechcieli mieć smartfony, i miał duży wpływ na to, jak wyglądają współczesne mobilne systemy operacyjne. Teraz smartfony przestały być egzotyką i coraz więcej osób przekonuje się do tego, że telefon nie musi służyć jedynie do dzwonienia, wysyłania wiadomości i okazjonalnego fotografowania, ale też coraz więcej nie wie, gdzie ugryźć ofertę kieszonkowych komputerów, i... gubi się w gąszczu możliwości, nazw i wyborów, między innymi związanych z systemem operacyjnym.